Do niebezpiecznego zdarzenia doszło w drodze na Morskie Oko. Para koni z saniami pędziła przed siebie bez woźnicy. Turyści, którzy tamtędy szli uciekali w zaspy śniegu.
W naTemat jestem dziennikarką i lubię pisać o show-biznesie. O tym, co nowego i zaskakującego dzieje się u polskich i zagranicznych gwiazd. Internetowe dramy, kontrowersyjne wypowiedzi, a także ciekawostki z życia codziennego znanych twarzy – śledzę je wszystkie i informuję o nich w swoich artykułach.
Na drodze od Morskiego Oka doszło do niebezpiecznej sytuacji.
Para koni wpięta w wóz pędziła przed siebie bez fiakra nieopodal Włosienicy.
Turyści uciekali przed spłoszonymi końmi w zaspy.
Niebezpieczna sytuacja nad Morskim Okiem
Na jednej z tatrzańskich grup na Facebooku opublikowano film. Widzimy na nim, jak mężczyzn wraz z kobietą i małymi dziećmi idzie drogą do Morskiego Oka. Nagle słychać krzyk. Autor wideo wówczas odwraca się i okiem kamery pokazuje na pędzące drogą konie bez fiakra.
"Milenka, na bok!" – słyszymy na nagraniu. Rodzina próbuje jak najszybciej uciec na bok przed przestraszonymi zwierzętami. Widać także, jak inni turyści uciekają z drogi w zaspy śniegu. Po chwili w miejscu, gdzie szli przebiegają konie z przypiętymi saniami, w których oprócz koców i paszy nie ma nikogo, kto mógłby je zatrzymać.
– Na szczęście nam nic się nie stało, ale tylko dzięki temu, że szybko zareagowaliśmy. Z tego co zdążyłem zobaczyć inni ludzie dosłownie rzucali się w skarpy, żeby ich nie staranowały. Córka do dzisiaj jest przestraszona – mówił w rozmowie z "Gazetą Wyborczą" autor nagrania.
Mężczyzna dodał, że po pięciu minutach zobaczył woźnicę, który spokojnym krokiem szedł w dół mówić, że i tak nie uda mu się dogonić koni.
Gazeta podaje, że sprawą już zajęły się władze Tatrzańskiego Parku Narodowego. Na szczęście w wyniku tej nietypowej sytuacji nikomu nic się na stało. – Żadnemu z turystów nic się nie stało. Do koni został wezwany weterynarz. Zwierzęta zostały przebadane, wszystko jest z nimi w porządku – przekazała "Wyborczej" Paulina Kołodziejska z biura prasowego TPN.
O zdarzeniu przyrodników, tego samego dnia, miał poinformować sam fiakier. Na razie nie wiadomo, co tak spłoszyło konie.
Dodajmy, że do podobnego zdarzenia doszło w czerwcu 2020 roku. Wówczas stojące na postoju na Włosienicy konie przestraszyły się lecącego śmigłowca TOPR. Zwierzęta zaprzężone w wóz ruszyły w dół drogi i po kilkuset metrach uderzyły w barierki drogowe.
W wyniku wypadku ucierpiał woźnica oraz konie. Jeden z nich miał na tyle poważne obrażenia, że musiał zostać poddany eutanazji.