42-latka wyrzuciła przez okno psa. Jej proces trwał jeden dzień
Policję o akcie bestialstwa zawiadomił świadek. Przekazał on, że na balkonie na drugim piętrze kamienicy widział kobietę. Miała na rękach psa, którego po chwili wyrzuciła za barierkę. Kiedy upewniła się, że zwierzak się nie rusza, zniknęła w drzwiach mieszkania.
Na miejscu funkcjonariusze zatrzymali pijaną 42-letnią kobietę. W wydychanym powietrzu miała ponad 2 promile alkoholu. Jak powiedziała, pies nie należał do niej, tylko do konkubenta. Co ważne, w lokalu znajdował się drugi pies, który został odebrany.
Pół roku bezwzględnego więzienia. Ten wyrok powinien cieszyć
Mieszkance Białegostoku postawiono zarzut znęcania się nad zwierzęciem ze szczególnym okrucieństwem. Kobieta początkowo przyznała się do winy, jednak później zmieniła zdanie. – Nigdy świadomie nie skrzywdziłabym psa – cytuje ją TVN24. – Musiałam się potknąć. Byłam pijana – próbowała tłumaczyć.
Na szczęście sędzia, prokurator i przedstawiciele białostockiego Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami nie dali jej wiary. Uważali, że kobieta wyrzuciła psa przez okno świadomie, a to, że była pijana, nie jest okolicznością łagodzącą.
– To zawsze okoliczność obciążająca – mówiła w uzasadnieniu wyroku sędzia Joanna Dryl z Sądu Rejonowego w Białymstoku.
Na korzyść oskarżonej nie przemawiało też to, że pies był skrajnie zaniedbany. Miał kołtuny, popsute zęby, niewydolność nerek. W wyniku upadku doznał krwiaka. Ponieważ leczenie nie dawało efektów, weterynarz zdecydował o uśpieniu.
42-latkę skazano na 6 miesięcy pozbawienia wolności bez warunkowego zawieszenia kary. Dodatkowo sprawczyni znęcania musi zapłacić 3000 zł nawiązki na rzecz miejscowego TOZ. Ma też 10-letni zakaz posiadania zwierząt.
I chociaż wyrok ten każdemu empatycznemu człowiekowi wydaje się zbyt łagodny, bo kobieta powinna iść do więzienia na znacznie dłużej, zapłacić znacznie więcej i już nigdy nie mieć zwierząt, to jak na polskie warunki, należy pogratulować prokuratorowi i podziękować sędziemu.
Sądy zbyt łagodne. Zwyrodnialcy unikają kary
– Kara pozbawienia wolności bez zawieszenia, w przypadku kiedy zwierzę żyje, a sprawca nie był wcześniej karany, w polskich realiach nie zdarza się często – tłumaczy w rozmowie z naTemat adwokat Katarzyna Topczewska.
– Zamiast orzekać krótkoterminowe kary pozbawienia wolności, sądy wolą orzec dłuższą karę pozbawienia wolności, ale z warunkowym zawieszeniem jej wykonania. Większość sprawców nie trafia do więzienia – alarmuje.
Protektorka zwierząt zwraca uwagę, że chociaż społeczeństwo domaga się zaostrzenia kar za znęcanie się nad zwierzętami, to podstawowy problem tkwi w stosowaniu tych przepisów, które już są.
– Sędziowie nie korzystają z tych możliwości, które mają, orzekają za niskie kary i za niskie nawiązki, nie orzekają długoterminowych zakazów posiadania zwierząt czy zakazu pracy ze zwierzętami – ocenia ekspertka.
Adwokat Katarzyna Topczewska podkreśla, że ludzi oburzają niskie kary, a przypadki brutalnego traktowania zwierząt, które są nagłaśniane w mediach, spotykają się ze społecznym oburzeniem i potępieniem.
Prawniczka przypomina historię kota wieszanego za nogi na kablu w Gdyni oraz suczki skatowanej przez dwójkę nastolatków widłami w Szczucinie. Wnioskując z komentarzy w sieci, Polacy oczekują w tych sprawach najwyższych wyroków.
– Nacisk społeczny jest coraz większy – zgadza się mecenas Topczewska. – My jako społeczeństwo domagamy się w tym zakresie rewolucji, chcemy kar adekwatnych do cierpienia zwierząt. Czas, by polskie sądy zaczęły zwracać na to uwagę.
Czytaj także: https://natemat.pl/510304,sezon-lowiecki-na-ptaki-otwarty