Ludzie proszą poznańskie zoo o odchody tygrysa. To ratunek dla ich samochodów
Kuna domowa to niewielki ssak drapieżny z rodziny łasicowatych. Zwierzę występuje na terenie całej Polski. Mierzy ok. 80 cm długości, gabarytowo przypomina kota. Trzeba przyznać, że wygląda dość sympatycznie.
Kuny prowadzą samotniczy tryb życia. Najłatwiej rozpoznać je po wydłużonym kształcie ciała i brązowym umaszczeniu z charakterystycznymi białymi łatami na piersi. Niestety większość osób nie cieszy się na ich widok.
Kuny są uważane za szkodniki. Przegryzają kable samochodowe, niszczą poddasza, ocieplenia, a także brudzą. Mogą też roznosić wściekliznę. Są zmorą hodowców kur i gołębi - potrafią wedrzeć się do kurnika i zabić kury.
– Kuna zniszczyła mi całe poddasze. Podziurawiła izolację. Posadzkę zabrudziła odchodami. Wyremontowany dwa lata temu dom wygląda jak ruina – skarży się Grzegorz Majewski z Poznania.
Na rynku dostępne są różne odstraszacze na kuny: dźwiękowe, zapachowe, elektryczne pastuchy. Są też klatki-łapki oraz "internetowe patenty". Jednym z nim jest ukrycie pod maską samochodu kostki do ubikacji albo... kupy tygrysa.
– Próbowałem ją wytępić różnymi sposobami, ale żaden nie działał. W końcu córka przesłała mi artykuł, w którym było napisane, że najlepszym sposobem na pozbycie się kun są odchody tygrysa – mówi pan Grzegorz.
Mężczyzna napisał w tej sprawie do poznańskiego zoo. Okazało się, że nie tylko on wpadł na taki pomysł. Takie prośby dla pracowników Ogrodu Zoologicznego w Poznaniu nie są niczym nowym.
– Z prośbą o wydanie czy sprzedanie odchodów tygrysa, by odstraszyć kunę, która np. zamieszkała na strychu czy poddaszu spotykamy się bardzo często, przez cały rok, co kilka tygodni – mówi naTemat Małgorzata Chodyła, rzeczniczka prasowa placówki.
Wszystko za sprawą artykułu prasowego sprzed kilku lat, w których czytamy, że Ogród Zoologiczny w Poznaniu planuje sprzedawać tygrysie kupy, a pozyskane pieniądze zamierza przeznaczyć na cele edukacyjne.
Ostatecznie okazało się, że sprzedawanie tygrysich kup jest nielegalne. Placówka musiała zrezygnować z pomysłu.
Problem polega na tym, że artykuł nadal jest dostępny w sieci, a amatorów walki z kunami nie brakuje.
Niestety ludzie, którzy przychodzą do zoo z własnymi beczkami (kupa tygrysa może ważyć nawet 30-40 kg), są odprawiani z kwitkiem. Niektórzy za odchody tygrysa są w stanie zapłacić grube pieniądze, ale i ich spotyka odmowa.
– Odchody drapieżników to odpady kategorii 3, czyli potencjalnie niebezpieczne – wyjaśnia Chodyła.
Dla Sanepidu nie ma znaczenia, że tygrysy z Poznania są przebadane, odrobaczone i zdrowe. Przynajmniej w tym aspekcie prawo jest równe dla wszystkich.
– Takie odpady muszą być utylizowane w sposób określony przepisami, przez specjalistyczne firmy, z który mamy podpisane umowy. Zawarcie i realizacja umów podlega kontroli Powiatowej Inspekcji Weterynaryjnej i Sanepidu – tłumaczy ekspertka.
– Wydawania jakichkolwiek odzwierzęcych materiałów biologicznych, np. piór, próbek sierści, zębów, zabraniają przepisy Państwowej Inspekcji Weterynaryjnej. Wyjątek stanowi współpraca z instytucją naukową – mówi rzeczniczka.
A czy odchody tygrysa faktycznie działają na kuny? I tak, i nie.
– To prawda, że w odchodach jest zawarta czytelna informacja dla innych zwierząt, kto jest ich "autorem". Jeśli jednak ten "autor" w końcu się nie pokaże na tym terenie, a odchody zwietrzeją, kuna powróci – ocenia ekspertka.
– To bardzo inteligentne zwierzę – kończy rozmowę z naTemat.
Czytaj także: https://natemat.pl/464273,11-wymarlych-ras-psow