Pił piwo, palił papierosy, nosił naboje. Niezwykła historia niedźwiedzia Wojtka z polskiej armii
Kiedy we wrześniu 1939 roku rozpoczęła się II wojna światowa, wielu Polaków trafiło do sowieckiej niewoli. Dwa lata później, kiedy ZSRR chciało dołączyć do wojsk alianckich, warunkiem współpracy było uwolnienie polskich jeńców. Na mocy międzynarodowych ustaleń uwolniono ok. 100 tys. Polaków. Nowo powstałe oddziały, nazywane później Armią Andersa, skierowano do Iranu, by wesprzeć wschodnią flankę. I właśnie tutaj zaczyna się historia niedźwiedzia Wojtka.
Miał być pupilem, zaczął rozrabiać
Wojtek poznał swoją nową rodzinę 8 kwietnia 1942 roku w mieście Hamadan w zachodnim Iranie. Na perskich bezdrożach znalazł go mały chłopiec, który twierdził, że kłusownicy zabili niedźwiedzią matkę. Dziecko, chcąc zarobić na chleb, wyruszyło na stację kolejową, by sprzedać zwierzę.
Tam malutkiego niedźwiedzia zobaczyła wędrująca z żołnierzami Irena Bokiewicz. 18-letnia dziewczynka zaczęła błagać porucznika Anatola Tarnowieckiego, z którym się przyjaźniła, żeby go kupił. Mężczyzna wyjął portfel i spełnił jej prośbę. Nie wiadomo, ile dokładnie kosztował Wojtek.
Przez następne trzy miesiące mały Wojtek mieszkał z Ireną w obozie dla uchodźców w pobliżu Teheranu. Szybko zrozumiano, że nie jest to dla niego odpowiednie miejsce. Mały Wojtek był ciekawski i powodował liczne szkody: kradł jedzenie, niszczył namioty, straszył strażników. Dziewczynka, po namowie władz ośrodka, zdecydowała się oddać ukochanego misia.
Z żołnierzami pił piwo i palił papierosy
W lipcu 1942 roku mały niedźwiadek trafił do 22 Kompanii Zaopatrywania Artylerii. Wojtkowi w armii przydzielono specjalnych opiekunów. Najpierw opiekował się nim kapral Dymitr Szawlugo i szeregowy Henryk Zacharewicz, później porucznik Piotr Prendyś.
Zwierzak miał problemy z przełykaniem, więc żołnierze karmili go rozcieńczonym mlekiem z zatkanej butelki po wódce. W najcieplejsze dni wykopywali w ziemi głębokie doły, które zalewali wodą, by niedźwiadek mógł się ochłodzić.
Więź ze zwierzęciem z dnia na dzień stawała się coraz silniejsza, ale miała też swoją mroczną stronę. Wojtek aż zanadto upodobnił się do swoich kolegów: pił piwo, palił papierosy, uprawiał zapasy, siłował się z wojakami na rękę.
Wojtek był też wielkim miłośnikiem sportu. Podczas meczów piłki nożnej stał na bramce, a podczas treningów militarnych łapał "udające" granaty pomarańcze. Lubił też pływać i niejednego cywila wystraszył na plaży.
Doszło nawet do tego, że Wojtek nauczył się salutować przełożonym i chodził na dwóch łapach z żołnierzami w szyku. Dopóki jego rozmiar na to pozwał, jeździł na siedzeniu pasażera w wojskowej ciężarówce z amunicją.
Niedźwiedź Wojtek miał też za sobą udaną misję wojskową. Kiedy poszedł do żołnierskiej łaźni, spotkał tam arabskiego szpiega. Tajny agent tak się przestraszył, że sam oddał się w ręce Polaków, "byleby tylko zabrali tego cholernego niedźwiedzia".
Niedźwiedź, który został kapralem
Wojtek cieszył się ogromną popularnością nie tylko wśród żołnierzy, ale również wśród cywilów. W ciągu kilku miesięcy stał się znakiem rozpoznawczym 22 Kompani Zaopatrzenia Artylerii, którą później przydzielono do 2 Korpusu Polskiego pod dowództwem brytyjskim.
Kiedy ogłoszono, że oddział Wojtka ma wyruszyć przez Palestynę, Syrię i Egipt do Włoch, wojacy byli oburzeni, ponieważ brytyjskie przepisy zabraniały zwierzętom wstępu na pokład. Wtedy zdecydowano o wpisaniu Wojtka na listę żołnierzy.
13 lutego 1944 roku żołnierski niedźwiedź otrzymał tytuł "kaprala Wojtka”. Tym samym mógł wejść na pokład motorowca "Batory" i popłynąć z żołnierzami do Włoch. Nietypowy wojak za swoją służbę nie dostawał pieniędzy - mógł za to liczyć na podwójne obiady.
Miał swój udział w bitwie o Monte Cassino
Po przybyciu do Włoch polscy żołnierze zostali wciągnięci w jedną z najżmudniejszych bitew II wojny światowej, bitwę o Monte Cassino. Alianci utknęli, przez cztery miesiące próbując przełamać niemiecki opór.
Ta sztuka udała się dopiero Polakom, którzy do walki zaangażowali nie tylko żołnierzy, ale również cywili i służby pomocnicze: sanitariuszy, kucharzy, kierowców. Po polskiej stronie zginęło 923 osoby.
W trakcie bitwy Wojtek był już dużym niedźwiedziem i ważył ok. 90 kg. Żołnierze wykorzystywali go do noszenia skrzyń z ważącymi 45 kg pociskami artyleryjskimi. Wątpliwe jest jednak, by miś Wojtek brał bezpośredni udział w bitwie.
Polscy żołnierze po wygranej pod Monte Cassino cieszyli się bardzo dużym uznaniem wśród wojsk alianckich. Pokazali się jako zaciekli wojownicy, a ich maskotka – miś Wojtek – stał się międzynarodową gwiazdą.
Bohaterski niedźwiedź na emeryturze
Pod koniec wojny, gdy nad Europą zaczęła wznosić się żelazna kurtyna, a władze ZSRR instalowały w Polsce marionetkowe państwo komunistyczne, losy niedźwiedzia Wojtka stały pod znakiem zapytania.
W Polsce był to czas wielkich czystek, kiedy starano się marginalizować rolę polskich żołnierzy, a część z nich zesłano na Syberię. Wojaków walczących po stronie wojsk alianckich piętnowano jako zdrajców.
Dopiero pod koniec 1946 roku polskich żołnierzy biorących udział w bitwie o Monte Cassino przeniesiono do Wielkiej Brytanii celem demobilizacji. Rok wcześniej niedźwiedzia Wojtka wysłano do Szkocji, gdzie w 1947 roku znalazł dom w ogrodzie zoologicznym w Edynburgu.
Wojtka w szkockim zoo często odwiedzali polscy przyjaciele. Żołnierze przychodzili do niego w mundurach i dawali mu papierosy, a pracownicy zoo śpiewali mu polskie pieśni bojowe, "by czuł się swojo".
Żołnierski niedźwiedź był ulubioną atrakcją pracowników ogrodu, mundurowych i dzieci. Jego losy uważnie śledzili brytyjscy dziennikarze, którzy w 1963 roku z żalem ogłosili "śmierć słynnego polskiego żołnierza”.
Wojtek w chwili śmierci miał 21 lat, co jest typową długością życia dla jego gatunku. Na jego cześć powstało wiele pomników, filmów, piosenek. To najprawdopodobniej najbardziej znany "polski żołnierz".
Czytaj także: https://natemat.pl/450523,historia-lajki-kosmicznego-psa