Dziwaczny eksperyment NASA. Na koniec Margaret zaczęła uprawiać seks z delfinem
Margaret Howe Lovatt, podobnie jak większość dzieci, dorastała w otoczeniu zwierząt. Miała psy, koty, papużki, a jej ulubioną książką była "Panna Kelly” — wzruszająca opowieść o kocie, który potrafił mówić i rozumiał ludzi.
To wtedy w jej głowie, tak jak w głowie wielu dzieci, narodziła się szalona myśl, że można rozmawiać ze zwierzętami. Jej marzenie spełniło się 15 lat później, gdy poznała delfina Petera.
W Boże Narodzenie 1963 roku 20-letnia wówczas Margaret Lovatt usłyszała, że na wyspie Świętego Tomasza, na której mieszkała, znajduje się tajne laboratorium z delfinami. Zaciekawiona dziewczyna udała się tam w styczniu następnego roku.
U progu powitał ją Gregory Bateson, jeden z najwybitniejszych antropologów XX wieku i dyrektor ośrodka. Paląc papierosa, stojąc w rozpiętej koszuli, zapytał: – A Ty czego tutaj? – Przyszłam zobaczyć delfiny – odpowiedziała nieśmiało Margaret.
Zaskoczony Bateson wpuścił ją do środka. Wtedy oczom młodej dziewczyny ukazały się trzy delfiny: Peter, Pamela i Sissy. Skakały w wodzie, bawiły się piłką. Wystawiały głowę i przenikliwie na nią patrzyły.
– Sissy była największa. Natarczywa, głośna, jakby prowadziła przedstawienie. Pamela była bardzo nieśmiała i bojaźliwa. A Peter był młodym chłopakiem. Dojrzał pod względem seksualnym i podrywał dziewczyny – wspomina Lovatt.
Lovatt zaproponowała dyrektorowi Batesonowi, że chciałaby pomagać w ośrodku, ale ze względu na brak specjalistycznego wykształcenia, nie wie, co mogłaby robić. – Może mogłabym gotować albo sprzątać – mówiła.
Wtedy dyrektor Bateson wręczył jej kartkę i kazał zapisywać wszystko, co zobaczy, a sam poszedł na kawę. Kiedy wrócił, zaproponował Margaret pracę. Młoda kobieta miała obserwować delfiny.
"Dom Delfinów”
"Dom Delfinów" (z ang. "Dolphin House") znajdował się w bezpośrednim sąsiedztwie morza. Realizowano w nim tajny plan nauczania delfinów mówienia i rozumienia ludzkiej mowy. Pomysłodawcą utworzenia placówki był amerykański psychiatra dr John Lilly.
Mężczyzna interesował się kontaktem z waleniami od 1949 roku, gdy po raz pierwszy zobaczył wieloryba wyrzuconego na brzeg. Młody naukowiec był zaskoczony rozmiarem jego głowy i mózgu, a były to czasy, gdy rozmiar czaszki, utożsamiano z inteligencją.
Jego fascynacja delfinami i waleniami nasiliła się, gdy jako młody badacz zobaczył pierwsze delfiny trzymane w niewoli. Zwierzęta pomagały niepełnosprawnym dzieciom, jadły ludziom z ręki, robiły sztuczki.
Uwadze badacza nie umknęło też, że delfiny próbują naśladować ludzką mowę. Na pogodne "hello" odpowiadały wesoło "u-loł", na każde "bye bye" odpowiadały smutnym "bjjjebjjj". Wtedy w jego głowie narodził się szalony pomysł nauczenia delfinów języka angielskiego.
W 1961 roku Lilly wydał książkę "Człowiek i delfin”. Naukowiec opisał w niej katedrę waleni w Organizacji Narodów Zjednoczonych (ONZ), w której delfiny miałaby decydujący głos w sprawie mórz i oceanów. Pozycja stała się międzynarodowym hitem i została potraktowana poważnie.
Ogromne zainteresowanie nietypową publikacją sprawiło, że Lilly mógł liczyć na wsparcie od amerykańskiego rządu i NASA. Tym sposobem w 1963 roku otworzył na Karaibach swoje pierwsze laboratorium, tzw. "Dom Delfinów”.
Zamieszkać z delfinami
W 1964 roku do nietypowego delfinarium dołączyła Lovatt. Młoda kobieta spędzała tam całe dnie, usiłując nauczyć delfiny języka angielskiego. Wieczorem, wsiadając do samochodu, czuła ogromny niedosyt.
– Każdego wieczoru wszyscy wsiadaliśmy do samochodów, opuszczaliśmy bramę garażową i odjeżdżaliśmy. Myślałam wtedy o tym, że te wielkie mózgi krążą same przez całą noc –mówiła w jednym z wywiadów.
W głowie Lovatt zrodził się wtedy niezwykły pomysł, by zamieszkać z delfinami. – Dzięki temu nauczą się języka szybciej – przekonywała władze ośrodka. O dziwo jej pomysł spotkał się z aprobatą zarządców "Domu Delfinów”.
W ośrodku zalano kilka pomieszczeń, w których umieszczono łóżka piętrowe. Kiedy Margaret spała, obok niej pływały delfiny.
Seksualne schadzki z delfinem
Do eksperymentu z Lovatt wybrano delfina Petera – był energiczny i bystry, miał jednak mały problem – jego popęd seksualny był niepohamowany. Nikt nie zdziwił się, kiedy po rozdzieleniu z innymi delfinami, Peter zaczął "molestować" młodą Margaret.
– Peter uwielbiał ze mną przebywać – wyjaśniała Lovatt. – Ocierał się przyrodzeniem o moje kolano, stopę lub rękę – mówiła badaczka.
Początkowo transportowano Petera do innych delfinów, żeby mógł rozładować seksualne napięcie, ale szybko zakazano tych praktyk. – Koleżanki miały na niego zły wpływ. Peter zapominał o wszystkim, czego nauczył się z Margaret – mówił Lilly.
Wtedy zapadła decyzja o tym, że Margaret musi się poświęcić i albo pozwalać Peterowi na ocieranie, albo pomagać mu ręką. Kobieta wybrała to drugie i jak zapewnia – nie czuła się z tym niekomfortowo.
– To było po prostu częścią tego, co się działo – mówiła po latach. – Trzeba było to zrobić i iść dalej. To nie było seksualne ani prywatne. Ludzie mogli to obserwować. Chciałam poznać Petera, a to było jego częścią – tłumaczyła dziennikarzom.
Delfiny nafaszerowane LSD
W latach 60. XX wieku amerykańscy naukowcy interesowali się możliwością wykorzystania LSD w leczeniu chorób psychicznych – przede wszystkim depresji i choroby afektywnej dwubiegunowej.
W ramach prowadzonych badań LSD zaczęto podawać zwierzętom. W "Domu Delfinów" substancja pojawiła się w drugiej połowie 1964 roku, jednak ku zaskoczeniu badaczy, zupełnie nie wpływała na zachowanie i funkcjonowanie zwierząt.
W tamtym czasie w amerykańskim magazynie Hustler pojawił się artykuł poświęcony bliskim stosunkom Margaret Lovatt z delfinem Peterem, a także program telewizyjny opowiadający o faszerowaniu delfinów LSD.
Lovatt i Lilly wykupili wszystkie kopie magazynu, ale historia i tak ujrzała światło dzienne. Wkrótce po wycieku tajnych informacji "Dom Delfinów” stracił rządowe finansowanie i ogłosił bankructwo.
Samobójcza śmierć delfina Petera
Po zamknięciu "Domu Delfinów” przyszłość zwierząt stała pod znakiem zapytania. Lovatt próbowała zatrzymać Petera, ale nie było to możliwe. – Może, gdyby to był kot lub pies – rozpaczała kobieta, którą oskarżano o zoofilię.
Petera i inne delfiny po likwidacji placówki przeniesiono do budynku laboratorium w Miami. Delfiny przebywały tam w o wiele mniejszych zbiornikach niż na wyspie Św. Tomasza. Nie miały dostępu do naturalnego światła i świeżych ryb.
Po kilku dniach stan Petera zaczął się pogarszać. Zwierzę odmawiało jedzenia, nie chciało bawić się z innymi delfinami, nie było zainteresowane zabawkami. Peter stał się apatyczny i całe dnie spędzał w kącie zbiornika.
– Pewnego dnia zadzwonił do mnie John Lilly. Powiedział, że Peter popełnił samobójstwo – wspomina Lovatt. – Delfiny nie oddychają tak jak ludzie. Dla nich każdy oddech jest świadomy. Peter zanurkował i przestał oddychać – tłumaczy kobieta.
Margaret Lovatt i jej współpracownicy są zdania, że Peter popełnił samobójstwo z tęsknoty za ukochanym człowiekiem. Są też tacy, którzy za jego samobójstwo obwiniają fatalne warunki w laboratorium w Miami. – Nigdy nie dowiemy się, jaka jest prawda – kwituje dr Lilly.
Margaret Lovatt po zakończeniu eksperymentu wyszła za mąż za fotografa dokumentującego badania. Zamieszkała z nim na wyspie Świętego Tomasza na Karaibach. Para doczekała się trojga dzieci. Obecnie Margaret Lovatt ma 80 lat.
John Lillly oprócz eksperymentu z delfinami jest znany z badań nad deprywacją sensoryczną. Jego doświadczenia w opowiadaniu "Odruch warunkowy" o pilocie Pirxie opisał polski pisarz Stanisław Lem. Naukowiec zmarł w 2021 roku.
Czytaj także: https://natemat.pl/450523,historia-lajki-kosmicznego-psa