Ten film animowany jest na najlepszej drodze do Oscara. "Wolfwalkers" pokochają i dzieci, i rodzice
"Sekret wilczej gromady" (ang. "Wolfwalkers") to bajka, której nie powstydziłby się sam Disney. Ba, można by nawet pokusić się o stwierdzenia, że to film animowany, który na tle innych piksarowych produkcji, jest powiewem świeżości. Co więcej, reżyser tego obrazu ma już na swoim koncie oscarową nominację, a jego nowe dzieło wymieniane jest wśród tegorocznych potencjalnych pretendentów do zdobycia złotej statuetki.
- "Sekret wilczej gromady" to film animowany dla dzieci, który nawiązuje fabułą do celtyckich wierzeń oraz historii XVII-wiecznej Irlandii.
- Film Tomma Moore'a to opowieść o przyjaźni ponad podziałami, która ozdobiona została przepięknymi rysunkami oraz onirycznym soundtrackiem w wykonaniu Bruna Coulaisa.
- Ta bajka o wilkach jest wymieniana wśród potencjalnych nominacji do Oscara w kategorii najlepszego pełnometrażowego filmu animowanego.
O wilku mowa
Przed "Wolfwalkers" Tomm Moore stworzył dwie animacje, które w polskim przekładzie zawierały w tytule słowo "sekret". "Sekrety morza" z 2014 roku doczekały się nawet nominacji do Oscara w kategorii najlepszego pełnometrażowego filmu animowanego, i - podobnie jak rysunkowa przygoda "wilczej gromady" - odnosiły się do bliskiego dla twórcy irlandzkiego folkloruW "Wolfwalkers" poznajemy ponurą historię Kilkenny - miasta leżącego na południu Irlandii i będącego miejscem, w którym wychował się sam reżyser. Moore przenosi widzów do XVII wieku, czyli do czasów, gdy purytańska armia z Oliverem Cromwellem na czele terroryzowała tamtejsze ziemie.
Fot. kadr z filmu "Sekret wilczej gromady"
I tak naszą główną bohaterką zostaje Robyn, blondwłosa córka angielskiego łowcy. Dziewczynka, tak samo jak jej tata, chce polować na (rzekomo) zagrażające mieszkańcom Kilkenny wilki. Wbrew woli ojca dziecko podąża za nim do wycinanej przez żołnierzy puszczy i tam napotyka gromadę wilków.
Jak się szybko okazuje, zwierzęta te kontrolowane są przez rudowłosą, nieco zdziczałą, Mebh. Jest ona tzw. "wolfwalkerem", czyli przewodniczką wilków. Dziewczynka żyła dotychczas w lesie razem ze swoją mamą. Ta niestety pewnego razu udała się na zwiad pod postacią wilka i nadal z niego nie wróciła. Jej ludzkie ciało spoczywa w grocie, gdzie w głębokim śnie wciąż czeka na powrót własnej "duszy".
Fot. kadr z filmu "Sekret wilczej gromady"
Dla każdego coś dobrego
Jak na bajkę dla najmłodszych przystało, "Sekret wilczej gromady" również przekonuje, że moc przyjaźni pokona wszelkie przeciwności losu. Ale nie tylko. Film przyjmuje także feministyczny ton, jeśli chodzi o pozycję Robyn w świecie.Dziewczynka chce zawodowo podążać ścieżką swojego taty, ale jedyną pracą, jaką przewidziano dla kobiet w Kilkenny, zdaje się być rola praczki i służącej w pałacu lorda protektora. Każde odstępstwa od narzuconych norm karane są dybami, a w najgorszym wypadku (czego można się domyślić między słowami) nawet śmiercią. Główna bohaterka walczy z podobnym wręcz problemem, z jakim mierzyła się chociażby disneyowska Merida.
W prowadzeniu narracji niezwykle angażująca okazała się animacja, która poprzez dychotomiczny styl wskazuje nam, co jest w tym świecie złe, a co dobre. Kilkenny narysowano w dwuwymiarowej perspektywie, wykorzystując jedynie szare barwy i niekiedy krwisty kolor ognia. Miasto przypomina wyglądem średniowieczny gobelin, co już samo w sobie dystansuje widza i skłania go do kibicowania wilkom.
Fot. kadr z filmu "Sekret wilczej gromady"
Fabuła "Sekretu wilczej gromady" jest też komentarzem poczynionym w odniesieniu do działań wykonywanych przez protestanckich kolonizatorów na irlandzkich ziemiach. Nieproszeni goście za wszelką cenę chcieli pozbawić Irlandczyków pamięci o wierzeniach - także tych mających swe korzenie w celtyckiej mitologii. Ostatnim etapem poskramiania miało być ujarzmienie wolnych wilków. Stąd wniosek, że zawsze i wszędzie znajdzie się siła, która nie podda się bez walki.
Moore powołał więc do życia historię, z której widz - czy to młody czy stary - wyciągnie więcej niż jeden morał. Do tego w tle słychać orkiestrę Bruna Coulaisa i nucącą AURORĘ. "Sekrety wilczej gromady" to po prostu piękna uczta dla oczu, uszu i duszy.
Czytaj także: Takiego serialu o miłości jeszcze nie było. "Normalni ludzie" z każdego wycisną łzy