
REKLAMA
- Tylko niech pan zabierze wysokie kalosze - rzucił mi na koniec rozmowy telefonicznej Adam Wajrak, dziennikarz ''Gazety Wyborczej''. Zdziwiłem się nieco, bo w moich rodzinnych Borach Tucholskich kalosze zakłada się jedynie by chronić kostki przed żmijami. A te pojawiają się dopiero późną wiosną.
Ale Puszcza Białowieska w okolicach Teremisek to zupełnie inny typ lasu. Dziki, a nie usadzony pod linijkę jak monokultury sosnowe. Do tego podmokły i niemal niepoprzecinany drogami.
W takich warunkach, w ciepły, słoneczny dzień przyszło mi szukać wilka. Dla wielu to on, a nie żubr jest królem lasu. No i żubrów nie trzeba było szukać - stały na łące niedaleko domu Wajraka. Kiedy tylko wysiadłem z samochodu, zobaczyłem dostojną piątkę skubiącą trawę na łące naprzeciwko domu mojego przewodnika. Były oddalone o jakieś 300 metrów, ale ich ślady można znaleźć na poboczu drogi, 10 metrów od okien domów.
Ale to, że pierwszy sukces przyszedł łatwo, nie oznacza, że dalej było równie bezproblemowo. Ruszyliśmy uzbrojeni w aparaty (mój to typowa półprofesjonalna lustrzanka, Adam Wajrak miał za to plecak z ogromnym obiektywem i wygodnym statywem).
Poszukiwania wilka nie są łatwe. Szczególnie na przełomie zimy i wiosny. Wadery (samice wilka) czekają już na urodzenie małych w specjalnie przygotowanych norach lub wykrotach (stojący pionowo system przewróconego drzewa). Pożywienie chodzą zdobywać właściwie tylko samce, a i to w możliwie najmniejszym zakresie.
Jednak podstawowa trudność w znalezieniu wilków to ich liczba - jest ich po prostu szalenie mało, chociaż populacja się odradza. Okolice Białowieży i Hajnówki to pierwsze miejsce w Polsce, gdzie te drapieżniki objęto ochroną i zakazem odstrzału. Dzisiaj nie robi się tam tego nawet nielegalnie, w przeciwieństwie do Bieszczad, gdzie miejscowa ludność nadal boi się tych zwierząt.
Tutaj, w okolicach Teremisek mają świetne warunki. Tutejsze lasy są bogate w pożywienie, czyli głównie w jelenie i sarny. Absolutny spokój mają w ścisłym rezerwacie przyrody, gdzie można wejść tylko ze specjalnymi przepustkami. Ale czasem z niego wychodzą i wtedy można je spotkać. Ale to nie jest łatwe.
- Udaj mi się zobaczyć wilki raz, dwa razy do roku - mówi Adam Wajrak, który po lesie chodzi niemal codziennie.Ta informacja specjalnie mnie rozczarowuje, bo spodziewałem się, że będę raczej gonił króliczka (wilka), niż go złapię. Chciałem zobaczyć chociaż ślady ich działalności albo tropy, a to akurat przy kilkugodzinnej wędrówce wydawało się realne.
Do czasu. Po 15 minutach marszu przez las przyszedł deszcz, a po nim grad. Zmył właściwie wszystkie ślady. - Wilków najlepiej szukać na leśnych drogach. Są wygodne, lubią udeptane ścieżki - wyjaśnia mój przewodnik. Na piasku mielibyśmy szansę zobaczyć ich ślady, a poza tym stojąc na drodze promień widzenia to kilkaset metrów i więcej, w puszczy to ledwie kilkadziesiąt metrów.
Przez kilka godzin przemierzamy więc kolejne leśne dukty, uważnie wpatrując się w ziemię. Z nadzieją, że deszcz nie zmył wszystkiego. Czasami spotykamy ślady dzików albo saren. To one są ulubionym pożywieniem wilków. Zwierzęta te żyją i polują w watahach, czyli liczących kilka osobników grupach. Na ich czele stoi samiec i samica alfa, a reszta to młodsze osobniki, z reguły bliżej lub dalej spokrewnione ze sobą.
Kiedy zginie osobnik alfa wataha się rozpada, a osobniki szukają nowej, do której mogłyby się przyłączyć. Wbrew powszechnemu przekonaniu wilki nie są duże - basiory (samce) mają maksymalnie 90 cm wysokości i 150 cm długości. Dlatego polują razem. Są bardzo inteligentne i wykorzystują ukształtowanie terenu do zapędzenia ofiary w pułapkę. W górach najczęściej robią to w dolinach, na nizinach wykorzystują na przykład siatki wykorzystywane do grodzenia części lasu.
Ich obecność ma dla leśnego ekosystemu niebagatelne znaczenie. Jak tłumaczy mi Adam Wajrak, najnowsze badania pokazują, że najważniejsze nie jest ograniczanie liczebności, ale zmiana zachowania wilczych ofiar. Kiedy wiedzą, że w okolicy nie ma żadnego drapieżnika, są mniej czujne i chętniej zapuszczają się na otwarte przestrzenie (pola, łąki). Wilki rzadko atakują zwierzęta hodowlane, a na człowieka mogą się rzucić jedynie w akcie obrony.
Spotkanie wilka z człowiekiem to rzadkość nie tylko dla nas, ale i dla nich. Jeśli uznają, że dzieli je od ludzi bezpieczny dystans przypatrują się z uwagą, są ciekawskie jak psy, które od wilków się wywodzą. Ale żeby spotkać wilka, trzeba mieć albo dużo szczęścia, albo dużo czasu i zawziętości. Adam Wajrak opowiedział mi o grupie Holendrów, którzy przyjechali do Teremisek z zamiarem zobaczenia wilka. Rozbili więc małe obozowisko przy jednej z dróg i na zmiany wypatrywali tego zwierzęcia. Po kilku dniach się udało.
Ja tyle czasu nie miałem, a szczęścia też mi zabrakło. Dlatego chciałem znaleźć jak najwięcej śladów aktywności wilków. Poza tropami, które zmył deszcz, szukaliśmy wilczych odchodów. Są charakterystyczne, bo pełno w nich sierści ofiar - wilk pożera je w całości, razem ze skórą i futrem. Znaleźliśmy kilka, ale stopień ich rozkładu pokazywał, że mają już kilkanaście-kilkadziesiąt dni.
Na obecność wilka wskazuje też tzw. drapanie, czyli odgarnianie poszycia (nasze domowe psy robią tak po załatwieniu się). Wilki oznaczają w ten sposób teren. Najczęściej jednak wykorzystują do tego mocz. Każda wataha potrzebuje ok. 300 km2 terenu i broni go przed innymi wilkami. To też jeden z powodów, dla których wilki tak trudno znaleźć - poruszają się po ogromnym terenie.
Ale oczywiście mają swoje ulubione miejsca. Można też natknąć się na ścieżki, którymi samce przynoszą pożywienie waderze i jej młodym. Wilki nie stronią od wody - przejście przez małą rzeczkę to dla nich nie problem, a zimą często wykorzystują zamarznięte rzeki i jeziora do skracania sobie drogi. I wcale nie prowadzą wybitnie nocnego trybu życia. Często przenoszą się z miejsca w miejsce w trakcie dnia, wtedy też polują.
Ale w dniu, w którym odwiedziłem Puszczę Białowieską wilki chyba zrobiły sobie wolne. Albo wybrały się na dłuższą wycieczkę. No i skończyło się tym, że najgroźniejszym drapieżnikiem, którego udało mi się zobaczyć była sóweczka.
- To ona, a nie wilk jest najgroźniejszym drapieżnikiem w lesie - przekonuje Adam Wajrak. - Samodzielnie atakuje ptaki nawet dorównujące jej rozmiarem - wyjaśnia widząc moją zdziwioną minę.
Sóweczkę wytropiliśmy, bo wracając już do domu usłyszeliśmy niesamowity rwetes wśród leśnych ptaków. - To znaczy, że coś się dzieje, że czegoś się boją. To może być sóweczka - wyjaśnił. Wystarczyło kilka chwil udawania dźwięków wydawanych przez te ptaki i jeden z nich się odezwał. Szkoda, że nie można tak łatwo wywołać wilka z lasu.
/Za pomoc w realizacji materiału dziękuję Volvo Auto Polska./