Polska stała się ulubionym miejscem polowań myśliwych z Danii, Norwegii i Szwecji. Skandynawów zachęca nie tylko "atrakcyjna" polska zwierzyna, lecz przede wszystkim niska cena takiego wyjazdu. Te zaś organizowane są między innymi przez polskie firmy, które wyspecjalizowały się w obsłudze zagranicznych myśliwych. Jednak jak mówią przedstawiciele kół łowieckich, to właśnie "myśliwi dewizowi" są podstawowym źródłem utrzymania kół łowieckich, na które nałożono obowiązek wypłaty odszkodowań dla rolników. Biznes się kręci, ale czy na pewno wszystko jest w porządku?
O tym, jak wyglądają skandynawskie polowania w Polsce, najlepiej świadczą zdjęcia trofeów zamieszczone na norweskim profilu na Facebooku dotyczącym modnych polowań w naszym kraju. Te zaś odbywają się zgodnie z prawem i na szeroką skalę, lecz jak się okazuje, mało kto w Polsce chce na ten temat rozmawiać. O turystyce łowieckiej do naszego kraju chętnie zaś mówią mieszkańcy Skandynawii, zwłaszcza ci, którzy na niej zarabiają.
Henning Olsen z firmy Buhl Jagtrejsers, organizującej wyprawy łowieckie stwierdził w rozmowie z duńskim serwisem internetowym sn.dk, że ponad połowa jego klientów wybiera właśnie Polskę. Rocznie wysyła do nas od 1200 do 1400 duńskich myśliwych. Dlaczego wybierają właśnie nas?
Jednym z najchętniej odwiedzanych regionów w Polsce, szczególnie przez myśliwych z Danii, są okolice Głogowa. Miejscowi myśliwi sami do końca nie wiedzą, co mają o tym myśleć. Z jednej strony nie mogą być zadowoleni z tego, że nawet 50 proc. odstrzału, a tym samym pięknych trofeów trafia w ręce myśliwych "dewizowych", którzy wywożą je później za granicę. Z drugiej zaś strony, to właśnie zagraniczni myśliwi w dużej mierze zasilają konta polskich kół łowieckich.
Dlaczego Skandynawowie wybierają właśnie Polskę? Nie tylko ze względu na cenę. Oferta Węgier, Bułgarii, Chorwacji, Rumunii, Estonii, Niemiec czy nawet Czech w tym zakresie jest przebogata i konkurencyjna do Polskiej a zdarza się, że polowania są tam lepiej zorganizowane niż u nas, a zakwaterowanie na lepszym poziomie. Skandynawowie często wybierają Polskę ponieważ tu mają po prostu bliżej (z Danii ok. 10 godzin jazdy samochodem).
Biznes się kręci
Zgodziła się z nami porozmawiać przedstawicielka jednej z firm, które organizują polowania dla Skandynawów. Jej zdaniem, należy się tylko cieszyć z tego, że Polska stała się kierunkiem łowieckiej turystyki. Dzięki ich pieniądzom, koła mogą wypłacać rolnikom odszkodowania za szkody spowodowane przez zwierzynę. To również z tych pieniędzy, zimą dokarmiane są zwierzęta.
– Część środków, jakie myśliwi z zagranicy pozostawiają w Polsce korzystając z zakwaterowania i wyżywienia w hotelach, pensjonatach, gospodarstwach agroturystycznych, kupując pamiątki, rękodzieło, trafia również do podmiotów nie związanych bezpośrednio z gospodarką łowiecką. Wspomnieć trzeba o osobach zatrudnionych w biurach polowań, pilotach, tłumaczach, którzy ze swoich wynagrodzeń utrzymują rodziny – mówi organizatorka łowieckiej turystyki, która pragnie zachować anonimowość. Zarabia na tym również Skarb Państwa z tytułu podatków VAT i dochodowego.
Obcokrajowcy utrzymują polskie koła
– Z tego tytułu mamy pieniążki – mówi Stanisław Kozłowski z Koła Łowieckiego "Hutnik" w Głogowie. Dodaje jednak, że dla polskich myśliwych byłoby lepiej, gdyby żaden myśliwy do nas nie przyjeżdżał. Tyle tylko, że trudno byłoby utrzymać obwody, bez pieniędzy obcych myśliwych. – Niestety, sami musimy zachęcać, aby do nas przyjeżdżali, bo utrzymanie obwodu jest bardzo drogie – mówi myśliwy z koła "Hutnik".
Gdy Skandynaw, czy jakikolwiek inny obcokrajowiec zdecyduje się przyjechać do Polski na polowanie, godzi się na zapłatę za odstrzał. – Oni nie biorą tusz, płacą tylko za tę przyjemność, by sobie strzelić. Zabierają też trofeum rogaczy. Czasem jednak przyjeżdżają polować nawet na lisy – mówi myśliwy. Dodatkowo płacą za samą organizację polowania, za podprowadzanie do lisów, a to akurat cieszy myśliwych, bo lisów jest w okolicach Głogowa dużo.
Jeśli zwierzyna zostanie zastrzelona przez Polaka, nie musi on płacić za odstrzał. – Oni zaś płacą sporo – mówi Stanisław Kozłowski. Cena jest uzależniona od wagi i może wynieść od 300 do nawet 500 euro za jednego rogacza. Polak zaś nie zapłaciłby nic. – Piękne trofea wyjeżdżają za granicę, a polski myśliwy powiesiłby sobie na ścianę, więc jest nam szkoda – słyszę od myśliwego, który dodaje, że warunkiem przetrwania polskich kół łowieckich, jest organizowanie polowań dewizowych.
Władze dały zielone światło
Sprawę skandynawskich myśliwych podjęła niedawno Sylwia Skorstad, korespondentka Wirtualnej Polski z Norwegii. Zwraca ona uwagę, że sytuacja ta jest z kilku powodów niepokojąca. Wypowiadający się dla niej Cezary Wyszyński z Fundacji Viva! oskarża myśliwych o to, że dokarmiają oni zwierzęta nienaturalnym pokarmem, co sztucznie zwiększa ich populację. Później zaś, w ramach obrony atakowanych przez drapieżniki gospodarstw, zapraszają do Polski zagranicznych myśliwych i ich portfele. – Że co przepraszam, viagrę im podajemy? – słyszę od oburzonego myśliwego, który pragnie zachować anonimowo.
Problem niewątpliwie istnieje, a właściwie kilka problemów. Z jednej strony dostrzegą go obrońcy praw zwierząt, dla których polowanie niemal zawsze stanowi akt bestialstwa. Myśliwi nie są zadowolenie z tego, że to nie oni dokonują sporej części odstrzału, bo ich po prostu na to nie stać. Jeszcze inni powiedzą, że koła wykorzystują przepisy, aby "dorobić się" na dewizowych myśliwych. Lecz to właśnie posłowie uchwalili prawo, nakazujące wypłatę odszkodowań rolnikom przez koła łowieckie i umożliwiające im sprzedaż polowań dla pozyskania środków na ten cel.
– Mimo odstrzału dokonywanego również przez cudzoziemców, ilość zwierzyny grubej ciągle rośnie, to znaczy, że ma ona dobre warunki bytowania w Polsce, a polowania nie prowadzą do wyniszczenia populacji – zapewnia organizatorka łowieckiej turystyki dla mieszkańców Skandynawii.
Organizatorka polowań w Polsce dla Skandynawskich myśliwych
Duńczyk, który zrezygnował z usług duńskiego biura polowań i zaczął polować przez moją firmę powiedział mi ostatnio, że jego koledzy obawiali się zamawiać polowania w polskiej firmie ponieważ myśleli, że tutaj zostaną oszukani. Powiedział też, że po ostatnim polowaniu są bardzo zaskoczeni, że polska firma może być również bardzo profesjonalna. Stąd wniosek, że czasem przy organizacji polowań dla cudzoziemców udaje się zmienić na lepsze wizerunek naszego kraju.