
Reklama.
11 kwietnia 1954 roku to najnudniejszy dzień w historii XX wieku – ogłosili naukowcy z Cambridge. Choć pozornie podobne rewelacje nadają się tylko jako towarzyskie ciekawostki lub posty na stronę "Uwielbiam (bezużyteczną) wiedzę" (z której zresztą zaczerpnęłam informację), okazuje się, że mogą mieć wielkie znaczenie dla nauki. Zwykle doceniamy je dopiero po latach.
Mistrz grilla
Nie umarł nikt znany, nie pojawiło się nic ciekawego, nie było żadnych poważnych konfliktów. Jedynie wybory w Belgii i urodziny tureckiego akademika. 11 kwietnia 1954 roku to według naukowców z Cambridge najnudniejszy dzień roku. Badacze określili to dzięki specjalnie zaprojektowanej wyszukiwarce True Knowledge, która może porównywać nawet do 300 milionów faktów w tym samym czasie.
Nie umarł nikt znany, nie pojawiło się nic ciekawego, nie było żadnych poważnych konfliktów. Jedynie wybory w Belgii i urodziny tureckiego akademika. 11 kwietnia 1954 roku to według naukowców z Cambridge najnudniejszy dzień roku. Badacze określili to dzięki specjalnie zaprojektowanej wyszukiwarce True Knowledge, która może porównywać nawet do 300 milionów faktów w tym samym czasie.
Informacja o najnudniejszym dniu świata to jeden z tych faktów, które można traktować jako nieistotne anegdoty. Nie jest jedyna. Naukowcy chwalili się niedawno opracowaniem równań pozwalających wyliczać skręt upiętych w kucyk włosów. Inni odkryli, jakie prawa rządzą wylewającą się z biurowego kubka kawą. Badacze zajmowali się też aktywnością mózgu martwego łososia, raportem o raporcie o raportach i tym, jak wielu mieszkańców stanu Alabama pójdzie do piekła. Aha. No i jeszcze próbowali pobić rekord świata w szybkości rozpalania grilla. Obecnie należy do chemika George'a Goble'a, który używając węgla drzewnego i ciekłego tlenu zrobił to w trzy sekundy.
Dlaczego naukowcy zajmują się tak błahymi sprawami? – Czasami warto zadać sobie pytanie, nawet jeśli wydaje się śmieszne – nie ma wątpliwości dr Weronika Śliwa z Planetarium Niebo Kopernika.
Podobnego zdania jest dr Tomasz Rożek, fizyk i dziennikarz naukowy. – Badania możemy prowadzić z dwóch powodów: albo chcemy coś po prostu wiedzieć, albo pracować nad konkretnymi wynalazkami, które pozwolą rozwijać gospodarkę.
Czytaj także: Meteoryty nad Rosją to pikuś. Naukowcy badają, jak możemy obronić się przed prawdziwym "Armageddonem"
Ciemna materia przy okazji
Zdaniem dziennikarza, ta druga motywacja może być pewnego rodzaju pułapką. – Może być, jak w "Misiu": "lubię tylko te piosenki, które znam". Pracując nad konkretnymi patentami, mocno zawężamy sobie obszar badawczy. W tym myśleniu nie mieszczą się nauki podstawowe – przypomina i podaje przykład: – Weźmy kosmologię. Wiedza o czarnej dziurze nie jest dla nas w żaden przeliczalny na pieniądze sposób przydatna. Tak samo instytuty cząstek elementarnych. Po co komu wiedza o bozonie Higgsa?
Zdaniem dziennikarza, ta druga motywacja może być pewnego rodzaju pułapką. – Może być, jak w "Misiu": "lubię tylko te piosenki, które znam". Pracując nad konkretnymi patentami, mocno zawężamy sobie obszar badawczy. W tym myśleniu nie mieszczą się nauki podstawowe – przypomina i podaje przykład: – Weźmy kosmologię. Wiedza o czarnej dziurze nie jest dla nas w żaden przeliczalny na pieniądze sposób przydatna. Tak samo instytuty cząstek elementarnych. Po co komu wiedza o bozonie Higgsa?
Według Tomasza Rożka, takie myślenie ogranicza rozwój cywilizacji. – Galileusz też nie miał żadnej wymiernej motywacji, by patrzeć w gwiazdy przy pomocy własnoręcznie skonstruowanego teleskopu – mówi i na potwierdzenie tego, jak zwodnicze może być myślenie w tak prosty sposób, przytacza historię Very Rubin. Amerykanka w ramach doktoratu w latach 70. chciała zbadać, jak poruszają się ciała niebieskie w podobnej do naszej galaktyce Andromedy. Środowisko zareagowało sceptycznie, naukowcy argumentowali, że nie ma sensu się tym zajmować, bo jest oczywiste, że ciała, które znajdują się bliżej środka galaktyki będą miały większą prędkość orbitalną.
– Choć była przedmiotem akademickich dowcipów, badaczka się uparła. I dobrze, bo okazało się, że gwiazdy poruszają się z prędkością niezależną od swojego położenia. Ale to nie koniec. Vera Rubin policzyła, że wszechświat składa się z takiej materii, jaką znamy ledwie w 2-3 procentach. Dzięki jej obliczeniom dowiedzieliśmy się o istnieniu ciemnej materii – mówi Tomasz Rożek.
Ig i Nobel
To niejedyny taki przykład. W 2010 roku nagrodę Nobla w dziedzinie fizyki otrzymał Andre Geim. Fizyk badał właściwości grafenu, czyli specyficznej formy węgla. Gratulacje spływały do niego z całego świata. Mało kto pamięta, że kilka lat wcześniej ten sam naukowiec odebrał Ig Nobla (którym nagrodzono też m.in. najdłużej trwający eksperyment świata), czyli nagrodę za osiągnięcia "z początku wywołują śmiech, ale po chwili zmuszają do zastanowienia" wymyśloną przez "Annals of Improbable Research" ("Rocznik badań nieprawdopodobnych"). Do publicznej świadomości temat badań, który zapewnił mu to wyróżnienie przebił się jako "lewitująca żaba". Faktycznie był jednak znacznie poważniejszy – chodziło o diamagnetyzm.
To niejedyny taki przykład. W 2010 roku nagrodę Nobla w dziedzinie fizyki otrzymał Andre Geim. Fizyk badał właściwości grafenu, czyli specyficznej formy węgla. Gratulacje spływały do niego z całego świata. Mało kto pamięta, że kilka lat wcześniej ten sam naukowiec odebrał Ig Nobla (którym nagrodzono też m.in. najdłużej trwający eksperyment świata), czyli nagrodę za osiągnięcia "z początku wywołują śmiech, ale po chwili zmuszają do zastanowienia" wymyśloną przez "Annals of Improbable Research" ("Rocznik badań nieprawdopodobnych"). Do publicznej świadomości temat badań, który zapewnił mu to wyróżnienie przebił się jako "lewitująca żaba". Faktycznie był jednak znacznie poważniejszy – chodziło o diamagnetyzm.
"Lewitująca żaba" to jeden z przykładów na to, jak "sprzedać badania". – Szczególnie w Stanach Zjednoczonych kładzie się bardzo duży nacisk na popularyzację wyników prowadzonych badań. Często więc zespoły wyciągają ze swoich odkryć jakiś fakt, nawet niewiele znaczący, ale za to chwytliwy i przedstawia go w mediach – mówi dr Weronika Śliwa. – Często wydaje nam się, że jakieś badanie nie jest zbyt mądre, ale kiedy bliżej mu się przyjrzeć, okaże się, że wręcz przeciwnie. Dobrze widać to w nagrodach Ig Noble. Na pierwszy rzut oka nagrodzone w ten sposób badania są absurdalne, ale jeśli dłużej się im przyjrzeć, wiele z nich okazuje się mieć głęboki sens.
Tomasz Rożek przekonuje, że podobne przykłady stanowią dowód na to, jak poważnie powinniśmy traktować nawet absurdalne badania. – Nie można patrzeć krótkowzrocznie, bo w ciągu stu lat jedno odkrycie może przynieść i rozwój, i pieniądze – mówi i za przykład stawia Amerykanów. – W Polsce kuleje system finansowania nauki. Zaniedbuje się badania podstawowe, które nie przynoszą może zysków od razu, ale są warunkiem postępu. Ale polskich polityków interesuje zwykle to, co dzieje się do następnych wyborów. Dlatego wolą mówić: damy pieniądze na ośrodek pod warunkiem, że przyniesie w ciągu 5 lat, 50 mln zysku. To tak nie działa.
Dlatego, zanim następnym razem zaśmiejecie się czytając "absurdalne badania amerykańskich naukowców", zastanówcie się lepiej, dlaczego tak rzadko zdarza Wam się przeczytać coś podobnego o polskich.