Jedni kupują karpie, żeby je zjeść w Boże Narodzenie, inni, żeby wypuścić je do stawu i "uratować". Tych drugich jest coraz więcej, a "akcji ratowania karpi" przybywa. Oto co sądzi o nich ekspert.
Reklama.
Reklama.
Uwolniony karp nie przeżyje
"Uwalnianie karpi wigilijnych do środowiska nie jest żadnym dobrym uczynkiem, a pokazem niewiedzy i ignorancji" – uważa dr Rafał Maciaszek z Katedry Genetyki i Ochrony Zwierząt Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego w Warszawie. Ekspert swoimi refleksjami podzielił się na Facebooku, gdzie prowadzi stronę Łowca Obcych.
"Osłabione ryby najczęściej giną już w pierwszych dniach po »wypuszczeniu ich na wolność«. Są podatniejsze na infekcje, które ze względu na okres zimowy rozwijają się u nich dłużej, mogąc męczyć zwierzęta nawet tygodniami. Ponadto z uwalnianymi karpiami do środowiska mogą przenikać także pasożyty, które, choć nie stanowią zagrożenia dla człowieka, tak są groźne dla rodzimej przyrody" – zaczyna swój wpis.
"Do takich należy międzykomórkowy pasożytniczy pierwotniak, Sphaerothecum destruens, odpowiadający m.in. za nekrozę tkanek miękkich, co następuje także u wielu uwolnionych karpi wigilijnych. Innym będzie małż, szczeżuja chińska, której mikrometrowe, pasożytnicze larwy zwane glochidiami mogą znajdować się na ciele ryby. Ten inwazyjny małż to pasożyt generalista, który w przypadku przedostania się do środowiska będzie negatywnie oddziaływał na rozmaite rodzime gatunki ryb, w tym ograniczając ich przyrosty i zwiększając podatność na choroby" – dodaje.
Problemem jest też trzymanie ryby w wodzie kranowej, która uszkadza jej śluzówkę. "Takie ryby mają tym mniejszą szansę na przeżycie w przypadku uwolnienia. Dlatego uwolnienie ich do środowiska, nawet prywatnego stawu czy oczka wodnego, absolutnie nie będzie dobrym rozwiązaniem" – przestrzega.
Ratujmy karpie, ale z głową
Dr Maciaszek przypomina, że karp jest gatunkiem obcym, niebezpiecznym dla rodzimego ekosystemu. "Jeśli zatem planujesz kupić karpia tylko po to, by go uwolnić do środowiska, nie rób tego. Jeśli nie zgadzasz się ze sprzedażą żywych ryb, to po prostu ich nie kupuj, a jeśli widzisz nieprawidłowości w ich sprzedaży - zgłoś ten fakt odpowiednim służbom (policji)".
Ekspert zwraca uwagę, że karpie nie mogą być pakowane do toreb bez wody, a w zbiorniku sprzedażowym powinny mieć tyle miejsca, żeby były w stanie przyjąć naturalną pozycję. Woda musi być wymieniana co najmniej co 12 godzin. Powinny być też uśmiercone przez osobę, która potrafi to robić bez zadawania im dodatkowego cierpienia. Złamanie tych przepisów i znęcanie się nad karpiami jest zagrożone karą do trzech lat pozbawienia wolności.
Badania opublikowane w czasopiśmie naukowym "Applied Animal Behavior" wykazały, że ryby nie tylko są w stanie odczuwać cierpienie, ale również zapamiętywać źródło bólu, obawiać się i unikać go. Potrafią też zauważyć, że inne ryby nie żyją – gdy widzą, że są wyciągane z wody, wzrasta u nich poziom kortyzolu, tzw. hormonu stresu.
Przypomnijmy, że pierwszy wyrok skazujący za znęcanie nad karpiami zapadł 2 grudnia 2020 roku. "Trzymanie karpia bez wody to jak topienie psa" – tłumaczyła na swoim blogu adwokatka Karolina Kuszlewicz, występująca w imieniu karpi. Dzięki jej uporowi udało się skazać trzy osoby. Sądowa batalia trwała ponad 10 lat.
Jestem lingwistką, zoopsychologiem, behawiorystką i trenerką psów. Na łamach portalu naTemat doradzam, jak mądrze wychowywać czworonogi i bronię praw zwierząt. Poruszam też inne tematy, które są dla mnie ważne.