Wyglądają, jakby nienawidziły całego świata i czuły się lepsze. A jakie manule są naprawdę? Zapytaliśmy o to ich opiekunkę z Ogrodu Zoologicznego w Warszawie. Oto co powiedziała nam na temat tych znanych z memów kotów.
Reklama.
Reklama.
Jessi – królowa introwertyków
– W naszym ogrodzie mieszka obecnie jeden manul. To 7-letnia samica. Pieszczotliwie nazywamy ją Jessi – mówi w rozmowie z naTemat Katarzyna Dybalska, opiekunka kotowatych z warszawskiego zoo.
Dodaje, że Jessi jest "królową introwertyków" i "nie jest zbyt kontaktowa".
– Mnie rozpoznaje, ale nie mamy zażyłej relacji. Ciągle się przede mną chowa. Wcześniej mieliśmy inne manule i one dawały się głaskać, jadły z ręki. Ale Jessi jest inna. Nie wiem skąd jej negatywne nastawienie.
Niepokornej Jessi nie w smak też relacje z innymi kotami.
– Kiedyś przyprowadziliśmy jej partnera, ale chyba nie wpadł jej w oko. Na wybiegu leżało powyrywane futro. Nie wiemy do końca, czy to w wyniku współżycia, czy ataku, ale ciąży nie było – zdradza Dybalska.
I dodaje: – W środowisku naturalnym manule żyją samotnie. Zajmują olbrzymie terytoria, a w pary łączą się jedynie w okresie godowym. Nie wydaje się jednak, by Jessi szukała kompana. Ceni sobie samotność. Od początku taka była.
Jessi nie lubi też pokazywać się zwiedzającym. – O tak, zobaczyć ją w ogrodzie zoologicznym, to wielkie szczęście. Po pierwsze, prowadzi nocny tryb życia. Po drugie, jest bardzo skryta, nawet jak na manula.
Grumpy Cat to przy niej mięczak
Zimą Jessi jest tak okrągła, że przypomina piłkę lub arbuza. Wszystko za sprawą gęstej sierści i włochatych łapek. – Jessi wygląda, jakby miała nadwagę, ale to nie tłuszcz, tylko futro – zaznacza Dybalska.
Ekspertka wyjaśnia, że w azjatyckich górach, skąd pochodzą manule, temperatury spadają do -50 st. Celsjusza. Grube futro chroni je przed chłodem. Gdy śpią, przykrywają się ogonem jak kocem.
Jednak to nie futro jest znakiem rozpoznawczym manuli. – Przez położone uszy wyglądają, jakby ciągle były złe i nikogo nie lubiły, ale dzięki temu położeniu nie marzną– mówi Dybalska.
Patrząc na minę manula, od razu wiadomo, dlaczego stał się bohaterem memów.
Podobnie było z Grumpy Catem, który zgromadził na Instagramie prawie 10 milionów obserwujących. "To mój wewnętrzny zwierzak" – komentowali internauci.
Jednak wydaje się, że Grumpy Cat to przy manulu "prawdziwy mięczak".
– On wydaje się trochę niezręczny, ale taki nie jest. Wygląda, jakby miał krótkie grube nogi, ale pod tą sierścią kryją się potężne muskuły. Manule to nie są ciamajdy. W naturze polują na gryzonie i ptaki, skaczą po skałach. Człowiekowi nie zagrażają, bo są za małe – twierdzi Dybalska.
– Nasza Jessi je szczury, kurczaki. Dajemy jej też królika, ale musimy jej go pokroić. Kiedyś daliśmy jej wołowinę, ale wzgardziła. Jest dość wybredna... – dodaje.
Gatunek zagrożony wyginięciem
Manule trzymają się z dala od ludzi, ale i tak padają ich ofiarą. Aż do końca lat 80. XX wieku były zabijane dla futer. Ich skóry niestety nadal można kupić na mongolskich bazarach. W Rosji tłuszcz manuli uważa się za lekarstwo na grypę.
Kolejnym zagrożeniem ze strony człowieka są pułapki zastawiane na dzikie psy, lisy i wilki, w które przypadkowo – i to nierzadko – wpadają manule, szczególnie te, których terytoria sąsiadują z ludzkimi.
Jednak nie wszystkie zagrożenia czyhające na manule są takie oczywiste. Niektóre wynikają z egoizmu i braku wyobraźni. Ponieważ manule dość łatwo się oswajają, ludzie chwytają je i zamykają w domach.
– I po co to robić? – narzeka Dybalska. – Jest mnóstwo puchatych ras kotów. Manul w warunkach domowych zrzuci sierść i będzie wyglądał jak szczur. To nie ma żadnego sensu. Już pomijając kwestie etyczne – rozkłada ręce.
Obecnie populacja manuli w środowej Azji liczy około 60 tys. osobników. Gatunek w 2002 roku uznano za bliski zagrożenia. Dobra wiadomość jest taka, że manuli przybywa. Oby popularność zadziałała na ich korzyść.
Jestem lingwistką, zoopsychologiem, behawiorystką i trenerką psów. Na łamach portalu naTemat doradzam, jak mądrze wychowywać czworonogi i bronię praw zwierząt. Poruszam też inne tematy, które są dla mnie ważne.
Opiekuję się nią ja i kilka innych osób. Próbowaliśmy się z nią bawić, ale nie chciała. Tylko na nas popatrzyła i sobie poszła. Później porozkładaliśmy jej smaczki, czekaliśmy aż wyjdzie z budki, a ona nic. Zjadła, jak sobie poszliśmy. I taka jest właśnie nasza relacja, dość trudna. Widać, że jest aktywna, ale nigdy nie przy nas.