Klonowanie psów staje się faktem
Klonowanie psów staje się faktem fot. 123rf.com
REKLAMA

Beijing Sinogene Biotechnology – firma klonująca psy

Dwa identycznie wyglądające kundelki bawią się razem i spacerują po szklanym kojcu. Nie są to jednak zwykłe psy, a klony stworzone przez chińską firmę Beijing Sinogene Biotechnology.

Na siedzibę Sinogene składają się cztery budynki, z których największy jest ten, w którym w ciekłym azocie przechowywane są komórki ponad 4000 psów i kotów. – Wielu opiekunów pobiera je jeszcze za życia, by sklonować pupila od razu po śmierci – wyjaśnia Mi Jidong, założyciel Sinogene.

Startup powstał w 2017 roku, skupiając się na klonowaniu psów, kotów i koni. Koszt takiej usługi to 50 tys. dolarów (około 200 tys. zł) dla zwierząt domowych i 85 tys. (około 350 tys. zł) dla koni. Zamówienia spływają z całego świata. Do tej pory sklonowano kilka tysięcy zwierząt.

Klonowanie psów proste jak nigdy dotąd

Proces klonowania rozpoczyna się od przeniesienia informacji genetycznej z komórki psa-dawcy (tego, który ma zostać sklonowany) do komórki jajowej, którą pozbawiono wcześniej jądra komórkowego, czyli materiału genetycznego matki

Oznacza to, że DNA komórki jajowej zostaje zastąpiona informacją genetyczną psa dawcy. Pod wpływem stymulacji, wytworzona "bezpłciowo" przeistacza się w zarodek, a kiedy ten jest gotowy, umieszcza się go w macicy matki zastępczej (surogatki).

– Dalszy rozwój przebiega tak samo, jak w przypadku każdej innej ciąży – tłumaczy Mi.

Nowo narodzone szczenięta wychowują się w siedzibie firmy, gdzie monitorowane jest ich zdrowie. Mieszkają w szklanych gablotach o szerokości około metra. Tam spędzają trzy miesiące życia, po których przekazywane są zleceniodawcom.

Pod względem genetycznym klon i jego pierwowzór są w ponad 99,9% identyczne. – Jeśli są wychowywane przez te same osoby i w tym samym środowisku, ich charaktery są do siebie bardzo podobne – twierdzi Mi Jidong, prezes firmy.

logo
Dwa identyczne unikatowe kundelki? To możliwe fot. 123rf.com

"To nie jest zabawa w Boga"

Mi Jidong jako dziecko marzył o pracy w ZOO. Na pomysł klonowania zwierząt wpadł w 2013 roku po tym, jak zmarł jego ukochany kot. – Wielu ludzi zmaga się z tym samym problemem. Pomyślałem, że trzeba z tym coś zrobić – mówił w wywiadzie z China Science.

W ciągu kolejnych lat poszukiwał inwestorów, którzy chcieliby zainwestować w firmę. – Do klonowania potrzebne są precyzyjne maszyny warte setki milionów dolarów. Mnie nie było na nie stać. Byłem skromnym profesorem.

Mi nie zamierza zatrzymać się na klonowaniu zwierząt domowych. W zeszłym roku pod jego wodzą sklonowano wilka arktycznego. – Nasze działania mogą pomóc w zachowaniu zagrożonych gatunków – powiedział. Oferuje też możliwość klonowania utytułowanych koni. Wkrótce chce poszerzyć usługę o wielbłądy.

Zapytany, czy to nie jest zabawa w Boga, która de facto obniża wartość życia jako taką, odpowiedział, że absolutnie nie. – Nasi klienci poświęcają sklonowanym zwierzętom o wiele więcej uwagi niż kiedyś. Wszystko dlatego, że kiedyś już je stracili i wiedzą, jak to boli – zaznacza.