Koty to instynktowni mordercy, którzy stoją za wyginięciem kilkudziesięciu gatunków zwierząt. I nie jest tu mowa o lwach, tygrysach, czy panterach, a zwykłych domowych kociakach, które podzieliły środowisko naukowe na całym świecie. Gdy bowiem Amerykanie wzywają do zerwania z modą na kota w każdym domu, w Rosji twierdzą, że obarczanie naszych pupili za niszczenie ekosystemu jest bezsensowne.
Amerykańscy naukowcy odkryli kolejne niezwykle poważne zagrożenia dla środowiska. Tym razem nie jest to jednak wycinka lasów amazońskich, czy gigantyczna produkcja dwutlenku węgla i globalne ocieplenie. Choć i tym razem chodzi o niszczącą działalność człowieka. Z tym, że dość zaskakującą. Według prestiżowego Instytutu Smithsona i serwisu naukowego Nature Communications, wielkim zagrożeniem dla ekosystemu są hodowane przez nas koty. W rzeczywistości maskotki milionów rodzin są bowiem krwiożerczymi bestiami, które ponoszą winę za wyginięcie aż 33 gatunków innych zwierząt.
Choć odkrycie Amerykanów wydaje się kuriozalne, to statystyki śmiertelnego żniwa, które zebrały koty domowe, wyglądają na twarde dowody. Na swoim blogu z ciekawostkami naukowymi Instytut Smithsona cytuje dane z Nature Communications, z których wynika, iż tylko w Ameryce każdego roku w pazurach kotów ginie 3 miliardy ptaków i 20 miliardów gryzoni.
Żarłoczność kotów domowych sprawiła więc, że w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat wiele gatunków zniknęło bezpowrotnie. Koty okazały się bardziej groźne dla ekosystemu, niż myśliwi i kłusownicy, a także postępująca industrializacja. Nawet domowa chemia, która na środowisku również odciska ogromne piętno, nie jest tak dla niego groźna.
Szczególnie odczuwa to Nowa Zelandia. Bajkowe wyspy na półkuli południowej okazały się bowiem wyjątkowo podatne na niszczycielski dla środowiska wpływ kotów. Tamtejsi ekolodzy prowadzą dziś więc zakrojoną na szeroką skalę kampanię, by koty były trzymane w zamknięciu, bo mając możliwość przechadzania się po podwórzu już narażają na uszczerbek wyjątkową nowozelandzką faunę. Niegroźne kociaki sprawiają bowiem, iż mogą z niej zniknąć nawet najrzadsze gatunki ptaków, gryzoni i gadów, którymi domowi pupile też nie gardzą.
- Nigdy nikogo nie będziemy prosić, aby pozbył się swoich kotów. Sugerujemy jednak, że gdy ich kot umiera, powinni pomyśleć, czy na pewno chcą go zastąpić kolejnym - tłumaczyła już latem ubiegłego roku Raewyn Empson, konserwator przyrody z rezerwatu Karori w Wellington. Empson chce, by liczba kotów w ciągu najbliższych lat po prostu się zmniejszyła i ludzie przestali trzymać w domu "instynktownych morderców".
Koty znalazły jednak także swoich obrońców. Najwięcej w Rosji. - Koty jako drobne drapieżniki żywią się zarówno gryzoniami, jak i drobnymi ptaszkami. Jednak żaden odpowiedzialny biolog nie może powiedzieć, że koty są winne wyginięcia pewnych gatunków gryzoni. Nie ma wątpliwości, że bezpańskie koty rzeczywiście obniżają liczebność ptaków w okresie gniazdowania oraz ilość drobnych gryzoni w parkach i ogrodach. Kotów nie jest jednak wiele i wpływ innych drapieżników jest większy niż szkody wyrządzane przez koty, które żyją samotnie, nie tworząc stad - przekonywał w rozmowie z radiem "Głos Rosji" dr Siergiej Kruczina z Moskiewskiej Akademii Rolnictwa.