W październiku 1963 roku czarno-biała kotka o imieniu Félicette dotarła tam, gdzie nigdy wcześniej nie był żaden człowiek. I za tę podróż zapłaciła życiem. Oto smutna historia Félicette - pierwszego kota w kosmosie.
Reklama.
Reklama.
Astronautka z ulicy
W 1961 roku Francja jako trzeci kraj na świecie po Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich i Stanach Zjednoczonych uruchomiła cywilną agencję kosmiczną, stając się poważnym graczem w kosmicznym wyścigu.
Paryż w tamtym czasie zmagał się z plagą bezpańskich kotów. Postanowiono, że część z nich zostanie odłowiona i wykorzystana w kosmicznych testach. Tak do Centrum Edukacji i Badań Medycyny Astronautycznej (CERMA) trafiła bezdomna Félicette.
Czarnobiała Félicette była młodą kotką błąkającą się po ulicach Paryża. Miejscowy spryciarz zwabił ją na słoninę i przekazał naukowcom, od których otrzymał zapłatę. Razem z nią do placówki trafiło 14 innych kotów.
Zwierzętom zamiast imion nadano numery. Wszystko po to, by nikt się do nich nie przywiązał i nie miał skrupułów w poddaniu ich brutalnym eksperymentom. Félicette określano numerem C341.
Kosmiczny trening
Kosmiczny trening "kotoastronautów" trwał kilka miesięcy. Zwierzętom podłączono do czaszek i zatok elektrody, których zadaniem było monitorowanie aktywności neurologicznej mózgu. Mruczki z wystającymi z czoła diodami wyglądały jak "koty Frankensteina".
Przerażone zwierzęta na kilka dni zamykano w maleńkich kapsułach, żeby sprawdzić, jak reagują na długotrwałą ciasnotę. Niektóre zwierzęta dokonywały z tego powodu samookaleczeń - gryzły się po łapach, odgryzały sobie pazury.
Koty testowano też w wirówkach, które kręciły się z oszałamiającą prędkością, by zasymulować siły obecne przy wchodzeniu i wychodzeniu z orbity. Zwierzęta były ekstremalnie przestraszone. Wymiotowały, nie chciały jeść.
Ostatecznie do następnego etapu wybrano 6 kotów, w tym C341, czyli Félicette. "Zrekrutowane" koty miały charakteryzować się pewnością siebie, niskim poziomem lęku i spokojem. Pozostałe zwierzęta uśpiono.
5 minut w kosmosie
17 października 1963 roku o godzinie ósmej rano rakieta Veronique wystartowała z algierskiej części Sahary. Na jej pokładzie znajdowała się kotka C341. Zwierzę nie miało widoku na ziemię.
Félicette podczas startu doświadczyła przeciążenia dwukrotnie większego niż to, którego doznali wystrzeleni na księżyc astronauci ze statku kosmicznego Apollo i trzykrotnie większego niż doznają kierowcy Formuły 1.
Uzyskane przez naukowców dane wskazują, że akcja serca zwierzęcia podczas startu przyspieszyła czterokrotnie, podobnie z oddechem. Badacze podejrzewają, że zwierzę miało atak paniki i prawie umarło.
Kosmiczna podróż Félicette trwała łącznie ok. 13 minut, z czego 5 minut zwierzę spędziło w kosmosie, osiągając wysokość 160 km nad ziemią. Kotkę sprowadzono na ziemię za pomocą specjalnych spadochronów. Gdy ją znaleziono leżała w kapsule do góry nogami.
Najwyższa cena
Kiedy kotka z numerem C341 wróciła z kosmosu, francuskie media zaczęły rozpisywać się o międzynarodowym sukcesie, a zwierzę zyskało ogromną sławę. Kotkę nazwano Félicette na cześć niesfornego kota Felixa znanego z telewizji i reklam.
Niestety, podobnie jak w przypadku Łajki i kosmicznego szympansa Hama, historia Félicette nie miała szczęśliwego zakończenia - kotkę uśpiono zaledwie dwa miesiące po wylądowaniu, by podczas autopsji zobaczyć, czy kosmiczna podróż zmieniła jej ciało.
Uśpienie Félicette okazało się bezcelowe, ponieważ sekcja zwłok nie wykazała żadnych zmian w ciele zwierzęcia. Co więcej, Francja nie wysłała wtedy w kosmos własnej misji załogowej, przegrywając kosmiczny wyścig z ZSRR, Stanami Zjednoczonymi i Łajką...
Jestem lingwistką, zoopsychologiem, behawiorystką i trenerką psów. Na łamach portalu naTemat doradzam, jak mądrze wychowywać czworonogi i bronię praw zwierząt. Poruszam też inne tematy, które są dla mnie ważne.