Fundacje zajmujące się zwierzętami korzystają z faktu, że zdjęcia ich podopiecznych rozczulają internautów.
Fundacje zajmujące się zwierzętami korzystają z faktu, że zdjęcia ich podopiecznych rozczulają internautów. Fot. Archiwum prywatne
Reklama.
Dziś ciężko na Facebooku nie natknąć się choćby na jedno zdjęcie jakiegoś zwierzęcia. Przedstawione w śmiesznych lub rozczulających pozach, filmiki z ich udziałem podbiły portale społecznościowe. Motyw zwierząt przewija się często nawet na portalach, których pierwotnym zamiarem było prezentowanie śmiesznych lub absurdalnych treści. Zwierzę ze śmieszną miną wykorzystywane jest w memach, do komentowania aktualnych sytuacji politycznych. Najpopularniejszym zdjęciem na Facebooku udostępnionym przez Kancelarię Prezesa Rady Ministrów była fotografia premiera z psem.
W ten trend próbują wpasować się fundacje i schroniska dla zwierząt, które wytrwale i uważnie prowadzą swoje facebookowe konta. W końcu kolejni udostępniający internauci gwarantują, że smutne lub rozczulające zdjęcie trafi do dużej ilości osób i ktoś mu w końcu pomoże. O zwierzęcych adopcjach i zwierzętach w internecie rozmawiamy z Joanną Burakiewicz, przewodniczącą rady Fundacji Azylu pod Psim Aniołem.
Facebook pomaga w znalezieniu chętnych na adopcję zwierzęcia?
Joanna Burakiewicz: Bardzo. Rośnie liczba adoptujących, w 2012 roku znaleźliśmy domy dla 1267 psów i 529 kotów. Teraz trudno sobie wyobrazić, co zrobilibyśmy bez Facebooka. Obserwujemy ogromne zainteresowanie losem zwierząt. Ludzie z poczuciem misji lub ze względu na zwykłą przyzwoitość pomagają tak, jak mogą.
Dlaczego te obrazki zwierząt są tak popularne?
Zwierzęta mają to w sobie. Po prostu są rozczulające. Zwłaszcza uchwycone w jakiejś specyficznej pozie.
Wygodniej dla was i zwierząt gdy ktoś je adoptuje, czy wpłaci jakąś kwotę na rzecz fundacji?
Tu nie ma priorytetów. Zarówno pierwsze, jak i drugie rozwiązanie jest dla zwierząt korzystne. Wpłaty na rzecz fundacji są potrzebne, bo niektóre z nich, te schorowane lub zabierane z interwencji, wymagają ogromnych nakładów finansowych.
Jak radziliście sobie bez Facebooka?
Prezes fundacji przygarniała zwierzęta od zawsze czyli od ponad 50 lat. W końcu z kilkoma osobami założyła w 2002 roku Fundację. Szukaliśmy odpowiedzialnych domów na różne sposoby. Informowaliśmy o możliwości adopcji na forach internetowych, rozprowadzaliśmy papierowe ulotki, współpracowały z nami szkoły. Teraz jest łatwiej dotrzeć do potencjalnych rodzin dla naszych podopiecznych.
Te fotografie, które wrzucacie na Facebooka rzeczywiście bardzo korzystnie pokazują zwierzęta. Robicie zdjęcia tak długo, aż w końcu uchwycicie rozczulającą pozę?
Nie. Mamy dobrych fotografów. Ponadto te zwierzęta po prostu są piękne i nie trzeba w żaden sposób podkręcać ich fotografii.
Jak zaadoptować zwierzę?
Mamy swoje procedury. Nie załatwiamy tego "od ręki". Najpierw zainteresowana osoba dzwoni do nas. Pytamy ją o wiele kwestii. Czy mieszka w mieszkaniu, czy w domu, czy lokal jest wynajęty, czy są w nim inne zwierzęta, dzieci, pytamy o ewentualne uczulenia domowników. Potem ktoś doświadczony z fundacji przyjeżdża do osoby chcącej adoptować zwierzaka by obejrzeć przyszły dom.
Jeśli wszystkie procedury zakończą się pozytywnie, podpisujemy umowę. W przypadku szczeniaków czy kociąt adoptujący ma obowiązek wysterylizować zwierzę po osiągnięciu przez nie dojrzałości płciowej. Jeśli chodzi o sterylizacje i kastracje, niestety, do tej pory panują mity na ten temat, choćby wciąż pokutujący w Polsce stereotyp, że suka powinna choć raz w życiu urodzić, co jest zupełną bzdurą.
Zdarza się, że ktoś nie przechodzi waszych "testów psychologicznych"?
Oczywiście. Czasem już po kilku słowach wiem, że dana osoba nie nadaje się do opieki nad zwierzęciem.
Na przykład?
Pamiętam, jak zadzwoniła kiedyś do nas kobieta chcąca adoptować zwierzę. My nie podpuszczamy w żaden sposób zainteresowanych adopcją, by powiedzieli coś niewłaściwego. Po prostu pytamy. Ta pani zaczęła opowiadać, że miała już kilka kotów, dobrze się nimi opiekowała, niestety wszystkie jej zwierzęta ginęły na ulicy potrącone przez samochody.
Zbieramy zwierzęta z ulic, wkładamy dużo pracy i pieniędzy w to, by je wyleczyć i socjalizować i chcemy, żeby miały od tej pory szczęśliwe i dobre życie. Rzadko oddajemy psy do adopcji, jeśli miałyby być trzymane w budach, tym bardziej jeśli miałyby być na łańcuchu. To nie wchodzi w grę. Do zamieszkania w budach nadają się naszym zdaniem tylko te psy, które większość życia spędziły w ten sposób i źle czują się w zamkniętych pomieszczeniach.
logo
Fot. Archiwum prywatne

A gdy ktoś się rozmyśli, albo dojdzie do wniosku, że zwierzę jednak nie jest dla niego?
Jeśli ktoś ma takie wątpliwości, powinien to dobrze przemyśleć. Ewentualnie może skorzystać na początku z adopcji tymczasowej, a nie stałej. Prowadzimy program pod nazwą Rodzina Zastępcza. Polega on na tym, że zwierzę trafia do zastępczej rodziny, która będzie się nim zajmować do czasu znalezienia stałego domu. Finansujemy ewentualne leczenie, szczepienia, karmę.
Wszystko to, co jest potrzebne zwierzakowi do momentu znalezienia stałego schronienia. Ogromną zaletą tego typu adopcji jest fakt, że można poznać charakter danego zwierzęcia oraz jego zachowanie w domu. Lokale tymczasowe są namiastką domów stałych. W schronisku zwierzę nie otworzy się tak, jak w domu, w którym opiekuje się nim rodzina. To także znacznie ułatwia nam zadanie, ponieważ ludzie chcący adoptować psa czy kota zadają pytania odnośnie jego zachowania i charakteru.
Ta procedura nie wygląda na strasznie skomplikowaną, ale czy nie byłoby łatwiej przygarnąć zwierzę ze schroniska, "od ręki"?
Każde szanujące się schronisko powinno działać według podobnych procedur, przeprowadzać "wywiady", a nie oddawać podopiecznego pierwszej lepszej osobie bez weryfikacji.
Oferujecie też adopcję wirtualną?
Oczywiście. Zainteresowane osoby wspomagają wybranego zwierzaka rzeczowo lub finansowo, w ten sposób pokrywając choć częściowo koszty leczenia, karmy i utrzymania go w azylu. My co jakiś czas wysyłamy opiekunom wirtualnym maile z informacjami i zdjęciami ich podopiecznych.