W latach 60. władze CIA uznały, że koty są doskonałym materiałem na szpiega i rozpoczęły tajną operację o nazwie "Acoustic Kitty". Kosztujący 20 mln dolarów projekt okazał się fiaskiem — "kotoszpieg" zginął na pierwszej misji.
Reklama.
Reklama.
Kot — szpieg doskonały?
W latach 60. XX wieku na świecie trwała zimna wojna, a rządy Stanów Zjednoczonych i Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich prześcigały się w nietypowych pomysłach na szpiegowanie wroga.
Jednym z najbardziej ekstrawaganckich było przekształcenie zwierząt domowych w wykwalifikowanych szpiegów. Na pierwszy ogień poszły koty i psy, ponieważ były najbardziej rozpowszechnione i najmniej zwracały uwagę Sowietów.
W jednym z raportów CIA napisano, że koty były preferowanymi zwierzętami szpiegowskimi ze względu na "niższy koszt wykorzystania w badaniach laboratoryjnych niż psy”, ale była jeszcze rzecz działająca na ich korzyść.
Nikt — nawet najwięksi paranoicy i najlepsi ochroniarze radzieckich dyplomatów —
nie zwróciłby uwagi na przechodzącego obok kota. Ludzie co do zasady nie boją się kotów i je ignorują — właśnie tego oczekiwano od puchatych szpiegów.
Co więcej, koty są niesamowicie zwinne — potrafią przecisnąć się pod drzwiami, przeskoczyć przez płot, wspiąć się na drzewo, są bezszelestne i szybkie. Są też niepodatne na choroby genetyczne i kontuzje. Wypisz wymaluj, James Bond.
Trudne szkolenie agenta Mruczka
Notatka CIA z 21 lipca 1968 roku opisuje metody szkolenia kocich szpiegów. W tym celu wykorzystano metodę pozytywnego wzmocnienia, co oznacza, że kota nagradzano przysmakiem za każdym razem, gdy wykonywał zlecone komendy.
Wskazówki dla kotów pojawiały się w formie komunikatów dźwiękowych: skręć w prawo, skręć w lewo, jesteś na kursie, cel po prawej stronie, cel po lewej. Kot w trakcie szkolenia nauczył się rozpoznawać każdą z tych komend.
Szkolenie rozpoczęło się w dużym kojcu, na wzór klatki Sinnera, w którym nagradzano pożądane zachowania kotów. Z czasem kojec powiększono i dodano do niego bodźce rozpraszające: dźwięki szczekających psów, tłuczonego szkła, przejeżdżających samochodów.
Ostatnim etapem treningu było wykonanie ćwiczenia na otwartym terenie. Był jednak jeden problem: skąd kot ma wiedzieć, gdzie iść? W jaki sposób zwierzę ma przekazać CIA zdobyte informacje? Z czasem znaleziono na to sposób.
Kot Frankensteina za 20 mln dolarów
Biuro Badań Technicznych i Biuro Badań i Rozwoju CIA w ciągu pięciu lat wydało na szkolenie kociego agenta ponad 20 milionów dolarów. Wysokie koszty wynikały z konieczności opracowania aparatury szpiegowskiej w wersji mini.
W trakcie dwugodzinnej operacji w przewodzie słuchowym kota umieszczono specjalny mikrofon nagrywający rozmowy wroga oraz głośnik, za pomocą którego przekazywano zwierzęciu zaszyfrowane wcześniej komendy.
Antenę nadajnika radiowego wykonano z cienkiego drutu i przepleciono pod futrem wzdłuż kręgosłupa. Jej zakończenie znajdowało się u nasady kociego ogona. Baterie zasilające system szpiegowski wszyto w klatkę piersiową biednego mruczka.
Jednak najgorsze było dopiero przed kotem. W trakcie szkolenia głodny mruczek wielokrotnie oddalał się i ignorował polecenia personelu CIA. Naukowcy, aby temu zapobiec, wszczepili mu do mózgu elektrodę hamującą uczucie głodu.
Niespodziewana śmierć kociego szpiega
W ramach pierwszego oficjalnego testu kociego szpiega zawieziono do jednego z parków w pobliżu Białego Domu. Kotu zlecono śledzenie dwóch osób siedzących na ławce, ale nigdy do tego nie doszło. Nieuważnego kota potrącił samochód.
– Wyciągnęli go z furgonetki, przyjechała taksówka i go przejechała – łapie się za głowę agent Marchetti. – Oni siedzieli z tymi wszystkimi tarczami, odbiornikami w tajniackiej furgonetce, a kot już nie żył – wspomina z żalem oficer.
Podczas pierwszej misji wraz z kotem Frankensteinem umarła cała operacja "Acoustic Kitty” — agenci stwierdzili, że wyszkolenie kota, choć było "ogromnym osiągnięciem naukowym", "nie było zbyt praktyczne”.
I chociaż próby szkolenia kotów okazały się pomyłką, to CIA przez kolejne dziesięciolecia nadal tworzyła zwierzęce cyborgi — próbowano sterować zdalnie rekinami, delfinami, a nawet żółwiami… Nie wiadomo, ile podobnych misji, skończyło się fiaskiem.
Jestem lingwistką, zoopsychologiem, behawiorystką i trenerką psów. Na łamach portalu naTemat doradzam, jak mądrze wychowywać czworonogi i bronię praw zwierząt. Poruszam też inne tematy, które są dla mnie ważne.