Pies w lesie bez smyczy. "Skrajna głupota" vs "niech się wybiega". Co na to prawo?
Jedni nie wyobrażają sobie, żeby pies był w lesie na smyczy, inni są temu przeciwni. Co na ten temat mówi prawo? Czy za puszczenie psa luzem grozi mandat?
Reklama.
Jedni nie wyobrażają sobie, żeby pies był w lesie na smyczy, inni są temu przeciwni. Co na ten temat mówi prawo? Czy za puszczenie psa luzem grozi mandat?
Zdarza się, że opiekunowie psów traktują lasy jako alternatywę dla psich wybiegów, chociaż takie zachowanie jest niezgodne z prawem. Ustawa o lasach stanowi bowiem, że "w lasach zabrania się puszczania psów luzem".
Za niedostosowanie się do tych regulacji grozi upomnienie lub grzywna w wysokości od 20 do 5000 zł. Co ważne, pies nie musi wyrządzić żadnych szkód, żeby właściciel został ukarany. Wielkość zwierzęcia jest w tym wypadku bez znaczenia.
Żadne prawo nie definiuje jednak, czym jest "puszczenie psa luzem". Czy można powiedzieć, że pies idący przy nodze i bezwzględnie posłuszny, jest puszczony luzem? Jak ma się do tego pies, który idzie na długiej lince, kopie dołki i szczeka?
Według słownika języka polskiej "luzem" oznacza "nie w zaprzęgu" (co tyczy się przede wszystkim koni), a w rozumieniu potocznym: "swobodę, brak ograniczeń w jakimś działaniu lub zachowaniu".
Zgodnie z tą definicją posłuszny, reagujący na komendy pies, nie jest "puszczony luzem", ponieważ swobodę działania ogranicza mu właściciel. Wystarczy, że powie "zostań", "zostaw" lub "do mnie".
Z kolei nie ma żadnych wątpliwości, że "luzem" jest puszczony pies, który biega bez smyczy i nie reaguje na komendy opiekuna. Brakuje jednak instytucji, która mogłaby ocenić, czy pies jest wyszkolony i w jakim stopniu.
Sędziowie i prawnicy dostrzegają nieprecyzyjność przepisów, ale skłaniają się ku interpretacji, że psa nie wolno spuszczać ze smyczy w środowisku leśnym, nawet jeżeli jest ułożony i grzeczny.
Podobnego zdania jest adwokatka Karolina Kuszlewicz, która na swoim Facebooku skłania się ku interpretacji, że przeciwieństwem "luzu" jest "uwięź", więc pies w lesie powinien być zapięty. Można wykorzystać do tego smycz, opok lub linkę.
– Mam małego shih tzu, sięga mi do kostki i nigdy nie zaatakowałby innego zwierzęcia, bo zwyczajnie się boi. W lesie nie odpuszcza mnie na krok, chodzi zawsze przy nodze. Uważam, że byłoby to grube przegięcie, gdybym dostała za niego mandat – mówi Krystyna, 59-letnia mieszkanka Piaseczna.
Jej zdanie podziela 34-letni Arkadiusz z Płocka, który uważa, że "psom i dzieciom to już nic nie wolno" a "pies przecież musi się gdzieś wybiegać". – Nie we wszystkich miastach są psie parki, a ludzie nie życzą sobie spuszczania psa ze smyczy w mieście – mówi mężczyzna.
Innego zdania jest pani Anna z Warszawy, która podczas spaceru po lesie na własne oczy widziała, jak pies goni i atakuje sarnę. Kobieta zawiadomiła służby, następnie opisała wydarzenie w mediach społecznościowych.
"Z oddali słyszeliśmy dziwne dźwięki, po podejściu bliżej okazało się, że sarna jest atakowana przez psa w typie charta. Przez cały czas zajścia nigdzie w pobliżu nie było widać właściciela, nie było też słychać, by ktoś próbował go wołać" – napisała na Facebooku.
"Skrajna głupota i nieodpowiedzialność" - czytamy w jednym z komentarzy.
Psy biegające luzem po lesie płoszą dzikie zwierzęta. Może się zdarzyć, że przerażona sarna wbiegnie wprost pod koła jadącego z naprzeciwka samochodu, a w wyniku kolizji ucierpią ludzie.
Z danych Lasów Miejskich w Warszawie wynika, że w 2020 roku w okolicznych lasach zginęło ponad 180 saren zagryzionych przez psy. Zwierzęta miały rany kąsane w okolicy szyi i brzucha. Ile wpadło pod samochody, nie wiadomo.
Jest jeszcze jeden aspekt tej sprawy.
Podczas ucieczek przed psami dzikie zwierzęta tracą energię niezbędną do życia. Im częściej muszą uciekać przed psami, tym większe prawdopodobieństwo, że padną ofiarą wilków lub myśliwych.
Pies może się w lesie zgubić i umrzeć z głodu albo zamarznąć. Może wbiec za sarną na lód i zginąć. Może zostać pomylony z dzikiem i zastrzelony. Może zostać zaatakowany przez dzikie zwierzęta, może też wpaść we wnyki.
– Mój pies dorwał się do jakiejś padliny i był chory. Później wyjęłam mu z mordy muchomora. Byłam głupia, że spuszczałam go ze smyczy - opowiada pani Małgorzata, która cudem uratowała swojego Reksia.
– Nigdy nie spuszczajcie swojego psa w lesie ze smyczy. Wystarczy chwila nieuwagi, żeby beztroski spacer stał się tragedią. Niech moja historia będzie przestrogą dla innych - apeluje 44-letnia mieszkanka Warszawy.
Katarzyna Ostrowska
adwokatka, autorka w serwisie prawolasu.com