Dzika Natura, Podlasie i szeptuchy. Zapach ziół, magiczne zaklęcia i mocne nalewki o leczniczych właściwościach. Silne kobiety, mężczyzna po przejściach, lisica i... biało-czarny pies. Oto "Lisica z bagien", pełna magii, tajemnic i piękna powieść Dory Rosłońskiej, która ma ważne przesłanie dla kobiet: odrzućmy społeczne konwenanse i odnajdźmy swoje prawdziwe, dzikie "ja". Ale jak to zrobić? W rozmowie z naTemat swoimi doświadczeniami dzieli się Dora Rosłońska, która przed laty sama uciekła na łono natury, aby żyć w zgodzie z samą sobą.
9 lutego nakładem Świata Książki ukazała się "Lisica z bagien" Dory Rosłońskiej.
To magiczna i tajemnicza powieść o życiu zgodnie z naturą, powrocie do siebie po trudnych przejściach, magii rodowej, wewnętrznej mocy kobiet i monumentalnej przyrodzie Podlasia.
"Lisica z bagien" wspiera kobiety na drodze do odkrycia własnej kobiecości, o czym Dora Rosłońska opowiada w rozmowie z naTemat.
– Moja powieść to w jakimś sensie przesłanie. Wejdźmy do puszczy i znajdźmy w niej siebie, odkryjmy swoją dziką stronę, która została nam zabrana lub uciszona.Tupnijmy nogą, wyszczerzmy kły, zawalczmy o siebie – mówi Dora Rosłońska.
Biebrzański Park Narodowy, chłodny, jesienny poranek. Leśniczy Tomasz zamiast wilczych tropów znajduje w lesie nagą, nieprzytomną kobietę. Pomaga nieznajomej, a to nieoczekiwanie spotkanie obudzi w nim emocje, które tłumił w sobie przez lata. Jako mężczyzna po przejściach nie chce angażować się w relację z żadną kobietą, ale tajemnicza nieznajoma fascynuje go i rujnuje jego uporządkowane życie.
Spotkanie w lesie zmieni również życie Weroniki. Kobiety, która musi żyć ze skazą – pamiątką po nieudanym magicznym rytuale. Klątwą, która zabrała jej marzenia o miłości i szczęśliwym życiu w ukochanej Francji. Przekonana, że została ukarana i musi unikać bliskich relacji z drugim człowiekiem, Weronika trzyma Tomasza na dystans. Jednak i ją coś przyciąga do leśnika.
"Lisica z bagien" Dory Rosłońskiej nie jest jednak tylko opowieścią o spotkaniu dwóch poranionych i samotnych dusz. To książka-przesłanie dla kobiet, które tłumią w sobie swoją dzikość i prawdziwe "ja". Dora Rosłońska, autorka "Przebudzenia Lisicy. Uświadomienie kobiecości dzięki Zwierzętom Mocy" oraz trylogii "Emma wchodzi do lasu", przed laty sama weszła na niełatwą drogę do odkrycia swojej kobiecości i mocy. Odeszła od życia według społecznych oczekiwań, w czym pomogła jej... zwierzęta, a zwłaszcza tytułowa lisica.
Magiczna i tajemnicza powieść "Lisica z bagien" to również hołd dla Podlasia: krainy dzikości, zachwycającej natury, szeptuch, magii i silnej kobiecości. Tutaj kobiety z rodu przekazują sobie zeszyt z zaklęciami w podniszczonej, czerwonej okładce, zbierają świeże, pachnące zioła i przygotowują napary, które mogą uleczyć złamane serce (czasem za wysoką cenę). Tutaj zagubieni mieszkańcy szukają ostatniego ratunku u wszystkowiedzącej szeptuchy. Tu wyją wilki, szczekają przyjazne psy, a przyroda zaprasza, aby powrócić na jej kojące łono.
W rozmowie z naTemat Dora Rosłańska, autorka "Lisicy z bagien", opowiada nie tylko o swojej miłości do dzikiej przyrody i własnych poszukiwaniach kobiecości, ale również o trzech powrotach: do przyrody, siebie i siostrzeństwa. Bo, jak udowadnia "Lisica z bagien", tylko wtedy zaczniemy żyć autentycznym i pełnym sprawczej mocy życiem.
"Lisica z bagień" – rozmowa z Dorą Rosłońską
Jedną z głównych bohaterek "Lisicy z bagien" jest dzika przyroda. Co dla Ciebie oznacza relacja z naturą?
Kiedy mieszkałam jeszcze w Polsce, dużo pracowałam, goniąc za czymś, czego nie potrafiłam nazwać. Praca dla kogoś zabierała moją energię, całą kreację. Zaczęłam poszukiwać wówczas czegoś, co daje mi siłę, a nie ją zabiera. Odwróciłam się od cywilizacji, szumu informacji. Odzyskiwałam siłę i spokój w lesie, na łące czy na plaży. Wtedy pojawiło się prawdziwe pisanie, kreowanie. Karmiłam się naturą i bliskim z nią kontaktem. To jej ufam najbardziej – mimo swojej zmienności jest stała, nie kłamie i nie zawodzi. Jest surowa, ale prawdziwa.
Ostatnio obserwujemy zresztą pozytywny zwrot człowieka ku naturze. Ludzie budzą się i dostrzegają, co jest dla nich dobre, naturalne i pierwotne. Rezygnują z pracy w korporacjach i w pośpiechu, aby żyć w ciszy i w zgodzie z naturalnym rytmem. Sama też tak zrobiłam. Oczywiście oczekiwania cywilizacji nie zawsze nam na to pozwalają. Ale można wypracować sobie optymalny balans.
W bliskiej relacji z naturą, bo na terenie Biebrzańskiego Parku Narodowego, żyją również bohaterowie "Lisicy z bagien", Weronika i Tomasz.
Natura daje mi ukojenie, dlatego w moich książkach umieściłam swoich bohaterów blisko niej. W ten sposób, pisząc kolejne rozdziały, wchodziłam w świat, w którym odpoczywałam. Akcja "Lisicy z bagien" również dzieje się przeważnie na łonie natury, bo tylko tam jesteśmy prawdziwi. Bez znaczeń nadanych przez stanowiska, tytuły, kontekst społeczny. To dlatego leśnik Tomasz spotkał Weronikę właśnie w puszczy – tylko tam mógł odszukać prawdę w tej kobiecie. Zresztą imię głównej bohaterki mówi samo za siebie.
Nie tylko las, ale również zwierzęta mają kluczowe znacznie w Twojej powieści. Dlaczego?
Gdy poszukiwałam własnej mocy i wartości, to właśnie zwierzęta, ich archetypy, pokazały mi do nich drogę. O tym jest moja pierwsza książka "Przebudzenie Lisicy". Podążając za znaczeniem zwierzęcych totemów, odkryłam w sobie zapomnianą dziką kobiecość.
W jaki sposób?
Analizując w sobie blokady czy cechy, które nie pozwalały mi na życie w pełni, widziałam je uosobione w zwierzęcych totemach. Ich postaci ułatwiły mi nazwać pewne rzeczy i problemy. W Czarnej Panterze zobaczyłam na przykład surową autodyscyplinę i ciągłe niezadowolenie z samej siebie. W Sójce odkryłam prokrastynację, a w Jaskółce – ciągłe dawanie siebie w ofierze innym. Zaczęłam to spisywać i tak powstała książka "Przebudzenie Lisicy. Uświadomienie własnej kobiecości dzięki Zwierzętom Mocy", która jest moim osobistym listem do siostry, przyjaciółki, drugiej kobiety.
Patrząc na kobiecość poprzez archetypy Zwierząt Mocy, wreszcie odnalazłam swoją wewnętrzną moc. I tę moc każda z nas ma w sobie. Niestety jest ona zaburzona przez oczekiwania, wychowanie czy narzucane kulturowe ideały kobiecości. Stwierdziłam więc, że skoro moje doświadczenia pomogły mi się wzmocnić, uwierzyć w siebie i odważyć się mówić co naprawdę myślę i czuję, to powinnam je spisać, aby inne kobiety mogły wziąć z tego doświadczenia coś dla siebie. Tak powstały "Przebudzenie lisicy" i "Lisica z bagien".
W "Lisicy z bagien" każda kobieta z rodu Weroniki ma przypisane do siebie zwierzę. Jaki ma to związek z archetypami?
Archetypy zwierząt w moich książkach symbolizują różne aspekty kobiecości. Przechodziłam przez nie ja, moje przyjaciółki i inne kobiety. Na początku "Przebudzenia Lisicy", gdy wychodziłam dopiero ze swojej słabości i niewiedzy, opisałam zwierzęta, które pokazywały mój "cień". Na przykład Pajęczycę symbolizującą kobietę kontrolującą. Później pojawiła się Foka, alter ego kobiety, której seksualność jest mocno zablokowana przez pruderyjne społeczeństwo. Z rozdziału na rozdział jest coraz lepiej, bo na przykład dzięki Wilczycy, Lisicy czy Anakondzie odkrywałam wewnętrzną mądrość, łagodność czy uwolnioną wreszcie wyobraźnię.
Dlatego też bohaterki "Lisicy z bagien" pojawiają się na kartach książki ze swoimi totemami. Nina ma u boku Wilczycę, bo zawsze kieruje się intuicją. Cecylia ma Wiewiórkę, która symbolizuje radość w życiu. Eleonorze, seniorce rodu towarzyszy Sowa, która najwięcej wie i widzi. Do Weroniki przyszła z kolei Lisica.
Jakie jest jej znaczenie?
Lisica to ten etap w rozwoju kobiety, w którym potrafimy już akceptować zarówno swoje mocne, jak i słabe strony. W swojej słabości dostrzegamy prawdę, uświadamiamy sobie własne ograniczenia i dzięki temu wiemy, co dalej z nimi zrobić. Odkrywamy też mocne strony, które przyjmujemy normalnie, bez zbytniej egzaltacji czy skromności. Znamy już swoją wartość wypróbowaną w tak wielu trudnych sytuacjach życiowych.
Lisica daje odwagę do wyrażania własnych emocji i swojego zdania – niezależnie od reakcji innych ludzi. Skupiam się na Lisicy od wielu lat, od początku moich poszukiwań samej siebie. Kiedy przepracowałam swoje traumy i blokady, Lisica sama się we mnie pojawiła. Stała się moim totemem.
Lisica jest również kluczowa dla Twojej bohaterki Weroniki.
Tak. Na tym etapie rozwoju kobiecości zaczynamy akceptować nie tylko same siebie, ale również swoje korzenie, krew rodową. Doświadcza tego właśnie Weronika. Lisica jest dla niej punktem zwrotnym, znakiem, by zacząć żyć w zgodzie z własnym sercem, a nie podług oczekiwań innych czy swoich błędnych wyobrażeń.
Kobieta, która dojrzewa, jest jak Czerwony Kapturek wchodzący do lasu. Z tą jednak uwagą, że znany nam Czerwony Kapturek jest przekłamaną bajką. Dziewczynka pokazana jest w niej jako osoba bierna, która boi się Wilka, czyli swojej intuicji. Która słucha innych i wykonuje bezwiednie ich polecenia.
W "Lisicy z bagien" Weronika jest w pewnym sensie alternatywnym Czerwonym Kapturkiem, takim Czerwonym Kapturkiem w mocy. Jest dziką kobietą, która rozmawia z przyrodą i czerpie z niej siłę. Czuje ją całą sobą. Nie boi się ani natury, ani siebie, dlatego bez strachu spaceruje po puszczy. Las to metafora zakamarków naszej duszy, naszego wewnętrznego ja, w którym czają się demony, ale również wiele skarbów, piękna, tajemnicy i magii. Każda kobieta powinna do tego lasu wejść.
Nawiązując do lasu, akcja Twojej powieści dzieje się na Podlasiu, w krainie nie tylko monumentalnej przyrody, ale również szeptuch i kobiecej magii. Dlaczego akurat tam?
Podlaska ziemia ma dla mnie jakąś nieopisaną tajemnicę i magię. Będąc na Podlasiu, czuję ją i widzę między innymi w relacjach z podlaskimi kobietami, które są prawdziwe w swoim gniewie, śmiechu, uporze. Są "wprost", bez owijania w bawełnę. Lubię tam wracać. Kiedy zaczęłam pracować nad "Lisicą z bagien", spędziłam na Podlasiu bardzo dużo czasu. Przemierzałam boso bagna w dzień, a w nocy szukałam tropów wilków z przewodniczką. Z tych nocnych poszukiwań pamiętam totalną ciszę i gęstą mgłę. Pierwotną magię.
Podlasie ma w sobie coś, co trudno określić: siłę i tajemnicę, którą wyczuwam pod skórą. W "Lisicy z bagien" próbowałam oddać magię i potęgę tej ziemi. Mam nadzieję, że mi się to udało. Chciałam oddać hołd tej krainie, a także pokazać, że właśnie w takich miejscach łatwiej wrócić do siebie.
"Lisica z bagien" to hołd dla Podlasia, ale również hołd dla kobiet. Dlaczego magię łączy się właśnie z kobiecością? W końcu szeptuchy czy czarownice to w tradycji kobiety.
Wystarczy usiąść w kręgu kobiet, aby poczuć tę moc i magię. Wsparcie, jakie dostaje się tam od kobiet, jest czymś niesamowitym. Możesz się podczas takiego spotkania rozsypać, wypłakać, pośmiać czy podzielić sukcesem. A przede wszystkim jesteś wysłuchana z uwagą. Bez oceniania. W kręgu kobiet pozwalasz sobie na bycie sobą całkowicie.
W Walii, w której mieszkam, budowałam swój krąg kobiet przez dwa lata. Przez ten czas narodziła się między nami tak silna więź, że trudno wyrazić to słowami. Za każdym razem, gdy czuję się słabsza, przywołuję moje "siostry" w myślach i czuję, że stoją za mną murem. W każdej sytuacji. To jest coś niesamowicie pierwotnego.
Niestety współczesne kobiety odizolowały się (albo zostały odizolowane) od siebie poprzez porównania, rywalizację, zazdrość. Ten błędny obraz kobiecości zaburza naszą pierwotną wspólnotę, czyli siostrzeństwo.
W jednym z rozdziałów powieści Weronika i jej babcia siedzą przy stole wraz z duchami innych kobiet ze swojego rodu. To piękna scena, bohaterka odnajduje w swoich przodkiniach siłę.
Tak. I swoje miejsce. Napisałam "Lisicę z bagien", aby uświadomić kobietom, jak silne jesteśmy w grupie. Siostrzeństwo karmi i wzmacnia. Dzisiaj, dzięki kręgom kobiet czy związanym z menstruacją czerwonym kręgom wprowadzającym dziewczęta w kobiecość, zaczynamy wracać do swoich korzeni i dostrzegamy w drugiej kobiecie wsparcie. Już ze sobą nie walczymy, ale przyjaźnimy się i nawzajem sobie pomagamy.
Żaden mężczyzna nie dał mi tyle wsparcia, co kobiety. To przyjaźń, miłość, bycie ze sobą w trudnych momentach, ale również w sukcesie. To wszystko dzieje się właśnie w kobiecym kręgu, którym może być nawet spotkanie przy kawie w kawiarni. Dzielimy się wtedy energią i sobą, wspieramy się, śmiejemy, płaczemy, otwieramy się. To jest właśnie magia bliskości w siostrzeństwie, którą pokazuję w "Lisicy z bagien".
Czyli jest to książka o trzech powrotach: do natury, siebie i siostrzeństwa.
Tak, jak najbardziej. Moja bohaterka Weronika na początku uciekała od swojego rodu. Wręcz wypierała się go. Różne okoliczności zmusiły ją jednak do tego, by zawróciła z tej drogi i przyjrzała się dlaczego to robi, co ma w sobie i dookoła siebie. Wiele z nas idzie podobną drogą.
W "Lisicy z bagien" kreujesz także postać męską. Czy kierujesz więc swoją powieść również do mężczyzn?
Tak, oczywiście. Zresztą jako pierwszy "Lisicę z bagien" przeczytał mój mąż. Co ciekawe nie mógł się od niej oderwać i czytał ją do późnych godzin. I nie była to kurtuazja, ale prawdziwa ciekawość opisanej historii. To dobry znak, że mężczyźni również znajdą w "Lisicy z bagien" coś dla siebie.
Mój bohater Tomek jest pokiereszowany, jest mężczyzną po przejściach, który również potrzebuje wspólnoty. Stopniowo poznajemy jego historię. Odkrywamy, w czym tkwi jego słabość, a skąd czerpie siłę. Wielu mężczyzn jest poranionych po ciężkich przejściach. Może Tomek będzie dla nich inspiracją, by zaszyć się w sobie, odszukać wewnętrznego demona i poradzić sobie z nim – z pomocą przyjaciół, braci, innych mężczyzn. Z pomocą natury. Na przykład psa.
Masz nadzieję, że Twoja powieść będzie przypomnieniem dla kobiet (i mężczyzn), aby wróciły do siebie, odrzuciły konwenanse i żyły po swojemu?
Tak. Tego im życzę. W "Lisicy z bagien" występuje też relacja między kobietą i mężczyzną, ale chciałam tu pokazać, że druga osoba nie może warunkować naszej wartości i poczucia spełnienia. Tylko my mozemy sobie to dać. Moja powieść to w jakimś sensie przesłanie. Wejdźmy do puszczy i znajdźmy w niej siebie, odkryjmy swoją dziką stronę, która została nam zabrana lub uciszona. Tupnijmy nogą, wyszczerzmy kły, zawalczmy o siebie.
Tak jak Weronika, która walczy o swoje marzenia i miłość. Oczywiście popełnia czasem błędy, ale wynikają one z pewnych braków, których doświadczyła. Kiedy kobiety z jej rodu uczą ją podążać za intuicją, Wera zaczyna stawać na własnych nogach i żyć w prawdzie ze sobą. Iluzja wówczas się rozpływa, a ona zaczyna rozumieć, kim naprawdę jest, kim chce być i kogo kocha. Mam nadzieję, że inne kobiety również podążą tą drogą. Ja wciąż na niej jestem.