Alicja Bachleda-Curuś o początkach w USA, hipotermii i spaniu w pokoju kota
20 lat temu Alicja Bachleda-Curuś zdecydowała się na to, by rozpocząć życie na nowo w Stanach Zjednoczonych. W najnowszym podcaście "Lucky Actors" zdradziła nieznane fakty z jej życiorysu. Fot. Instagram.com/@alicjabc
Reklama.
  • Prawie 20 lat temu Alicja Bachleda-Curuś zdecydowała się zamieszkać w Stanach Zjednoczonych. Jakie były jej początki w USA?
  • 38-letnia aktorka zdradziła nieznane fakty z czasów, kiedy zaczynała mieszkać w Nowym Jorku i Los Angeles w podcaście "Lucky Actors".
  • Hipotermia na planie "Ondine", chwilowa bezdomność i mieszkanie w... pokoju kota — czego nie wiemy o Polce, która ruszyła na podbój Hollywood?
  • Po roli Zosi w "Panu Tadeuszu" Alicja Bachleda-Curuś w Polsce miała status gwiazdy i stawiała pierwsze kroki w branży muzycznej. Po maturze, będąc jeszcze nastolatką, zdecydowała się jednak wyjechać za ocean. Dlaczego?
    Aktorka przyznała, że spory wpływ na tę decyzję miało to, że urodziła się w Tampico w Meksyku. W 1983 roku kraj ten wydawał się dosyć egzotyczny, zwłaszcza dla naszych rodaków.
    Choć dorastała w szarej, komunistycznej Polsce, to zawsze miała świadomość, że posiadanie meksykańskiego paszportu w którymś momencie pozwoli jej wyruszyć w świat i odwiedzić nowe, nieznane jeszcze miejsca.
    — Odważna byłam od zawsze. Kiedyś odwagą było dla mnie przełamywanie barier fizycznych czy lęków, a ostatnio to jest porywanie się na wyzwania, które mogą sprawić mi trudność, ale wiem, że muszę się ich podjąć, by sprawdzić samą siebie — powiedziała Alicja podczas rozmowy nagranej w podcaście "Lucky Actors".

    American Dream Alicji Bachledy-Curuś

    — W wieku 19 lat miałam dosyć prężnie rozhulaną "karierę" i całkiem sporo różnych propozycji. Bywałam już wtedy na planach w Niemczech, które bardzo łaskawie mnie przyjęły. Podpisałam nawet kontrakt z firmą fonograficzną — z niemieckim Universalem, więc wszystko układało się świetnie.
    Był jednak taki moment, kiedy zadano mi pytanie, czy zostanę na rok lub 2 lata, by zrealizować wszystkie plany. Ja wtedy stwierdziłam, że nie chcę tego i wolę jechać "dalej". Potem pojawił się Nowy Jork i Szkoła Aktorska Lee Strasberga, a następnie Los Angeles — wyjaśniła gwiazda.
    O legendarnej szkole Lee Strasberg Theatre and Film Institute dowiedziała się z jednej z gazet przeczytanych w Polsce.
    Któregoś razu, gdy była w Nowym Jorku postanowiła przy okazji zwiedzić ten budynek. Gdy weszła do środka, ktoś ją zaczepił, więc dopytała o to, jak się tam dostać.
    Okazało się, że właśnie trwają przesłuchania. Przystąpiła do nich "z marszu" i opowiedziała o tym, czego udało się jej już dokonać w Polsce. Po paru miesiącach przyszła odpowiedź zwrotna, że może zacząć naukę od nowego semestru.
    — Szkoła miała się zacząć bodajże 3 stycznia. Powiadomiłam o tym fakcie rodziców... podczas świąt Bożego Narodzenia w grudniu — śmieje się Alicja Bachleda-Curuś.

    Cała prawda o "bezdomności" w Nowym Jorku. Początki Alicji BC w USA

    W Nowym Jorku miała zamieszkać u znajomego rodziny, który razem z żoną wyjechał na Florydę. Klucze zostawił pod wskazanym adresem pod wycieraczką.
    Po przylocie z Polski Alicja dotarła na miejsce i ze zmęczenia usnęła na kanapie. Obudził ją dopiero dźwięk kluczy w zamku. Okazało się, że w tym samym czasie z mieszkania miała korzystać też młoda para z Francji, a dla Polki zabrakło miejsca.
    — Przez chwilę byłam bezdomna — wyznała Bachleda-Curuś. Dobrzy ludzie znaleźli jej jednak jakieś lokum. Wcale nie było jej wtedy do śmiechu. Aktorka wyznała, że pomyślała wówczas — Alicja, co ty robisz? Wyjeżdżasz z ciepłego, bezpiecznego domu w Polsce, tuż po Sylwestrze w górach i pakujesz się w zupełnie niepoznane i mało komfortowe obszary?

    Pokój... kota zamiast drogiego hotelu w Nowym Jorku

    — To nie był czas, w którym byłoby mnie stać na hotel w Nowym Jorku, a wiedziałam, że szkoła może potrwać co najmniej parę miesięcy. Była zima stulecia. Minus 30 stopni, wiatr (znany tylko nowojorczykom). No więc było ciężko, ale też bardzo ciekawie. Musiałam temu sprostać na zasadzie: co mnie nie zabije, to mnie wzmocni — wspomina Alicja.
    — Potem wylądowałam w... pokoju kota. Tak to był pokój kota i wspaniałe doświadczenie mieszkania w przepięknym miejscu na Upper East Side.
    Pokój był przy kuchni i naprawdę należał do kota. Myślę, że kiedyś był pokojem tak zwanych "służących" czy pomocy domowej.
    To było stare mieszkanie, a pokój maleńki. Zamieszkiwał go kot, który był bardzo zły, że ja go "wykolegowałam". Ilekroć wychodziłam, to po powrocie zastawałam go w moich walizkach, a wszystkie rzeczy były "naznaczone" różnymi kocimi pozostałościami. Ewidentnie kot pokazał mi, kto był tam Panem i uznałam jego wyższość — potwierdza aktorka.
    Alicja mieszkała z nim do końca pobytu w Nowym Jorku, a potem za radą nauczycieli przeniosła się do filii w Los Angeles, bardziej ukierunkowanej na osoby posiadające już doświadczenie zawodowe i grywające w filmach. W ten sposób po kilku miesiącach opuściła Wschodnie Wybrzeże USA i ruszyła dalej na "Dziki Zachód".

    Hipotermia i morsowanie w Morzu Północnym

    Po przeprowadzce do Kalifornii młoda Bachleda-Curuś zamieszkała u znajomych mieszkających nad oceanem. Choć miejsce to było piękne, to każdego dnia musiała stamtąd dojeżdżać autobusem po 1,5 godziny (w jedną stronę) na zajęcia.
    Kiedy zaczęła częściej pojawiać się w międzynarodowych produkcjach, też nie było jej łatwo. Podczas kręcenia filmu "Ondine" w Europie Alicja musiała spędzać po kilkanaście godzin dziennie w lodowatych wodach Morza Północnego, wcielając się w postać podobną do morskiej syreny, czyli legendarną "selkie". Po którymś ujęciu było jej tak zimno, że doznała nawet... hipotermii i zaczęła tracić świadomość.
    Wtedy nie traktowała jednak swojego zdrowia w taki sposób, jak dziś. Odkąd została matką ma inne, nieco mniej romantyczne i bardziej przyziemne podejście do życia. Alicja stanowczo zaznacza jednak, że nie żałuje niczego, co ją spotkało.
    — A — było warto. B — nie było wyjścia. C — robiłam to dla wyższego celu, jakim była sztuka. Umiałam sobie to usprawiedliwić — śmieje się aktorka nawiązując do swojego pseudonimu (ABC).
    To właśnie na planie "Ondine" Alicja Bachleda-Curuś poznała irlandzkiego aktora Collina Farrella, który jest ojcem jej 11-letniego syna Henry'ego Tadeusza.

    Historia sztuki i plany na przyszłość. Co dalej z Alicją Bachledą-Curuś?

    Teraz Alicja Bachleda-Curuś nie pojawia się tak często jak kiedyś na planach filmowych. Obecnie poświęca się główne historii sztuki i zajęciom na studiach magisterskich, które sprawiają jej ogromnie dużo przyjemności.
    — Studiuję historię sztuki. Teraz już mogę tak powiedzieć, bo w Stanach jest tak, że przez ostatnie lata uczyłam się psychologii, socjologii, biologii, astronomii, historię literatury, historię Ameryki, politologię — wyznała aktorka, która z pokorą spędza teraz czas głównie na nauce.
    Choć sama przyznaje, że aktorstwo cały czas "gra" w jej duszy, to jednak nie do końca zależy jej na tym, by iść dalej w tę stronę. Coraz bardziej gna ją w stronę pisania i opowiadania własnych historii. Nie wyklucza też, że w przyszłości może zająć się produkcją filmową i telewizyjną, ale na razie to tylko luźne plany.
    Alicja zachęca kobiety do tego, by nie traciły wiary w siebie i nie starały się chodzić na skróty. Przyznała się też do tego, że mimo że miała wiele sytuacji, w których mogła pójść na łatwiznę, to nigdy nie zrobiła niczego, z czym by się nie zgadzała i co naruszyłoby jej zasady. Według niej tylko w taki sposób można iść śmiało przez życie i osiągnąć to, na co naprawdę się zasługuje.

    Dowiedz się więcej:

    logo