W jednej z czeskich hodowli doszło do tragedii.
W jednej z czeskich hodowli doszło do tragedii. Fot. Mieczysław Michalak / Agencja Gazeta
Reklama.
W Chvojenec, czeskiej wiosce znajdującej się w pobliżu Pardubic, od 20 lat działa hodowla tygrysów. Przyjeżdżający tam turyści mogą podziwiać te drapieżne bestie. I choć mogłoby się wydawać, że wszyscy boją się nawet zbliżyć do klatki, to wśród nich znalazła się pewna bardzo odważna kobieta.
Podczas spaceru po terenie hodowli 66-latka miała być kilka razy ostrzegana, że głaskanie zwierząt może być bardzo niebezpieczne. Jednak to nie powstrzymało kobiety, by w pewnej chwili włożyć rękę za kraty wybiegu tygrysów bengalskich. I wtedy stało się najgorsze.
Czytaj także: Wszyscy myśleli, że nie żyje. Zoo pokazało zdjęcie tygrysicy znalezionej w ostatniej ze skrzyń

Jeden z drapieżników od razu ją zaatakował. 66-latka nie zdążyła nawet wyjąć ręki zza ogrodzenia. Tygrys dotkliwie ją pogryzł. Właściciela nie było jednak na miejscu wypadku. Co ciekawe poszkodowana to krewna farmera. Dlatego spekulować można, że kobieta mogła świetnie znać specyfikę tego miejsca i naturę tych dzikich zwierząt.
66-latkę przewieziono do szpitala w Hradec Králové, ale lekarze byli zmuszeni częściowo amputować kończynę. Sprawą zajmuje się policja. Czeskie media podały informację, że właściciel tygrysów hoduje te zwierzęta od 20 lat. Na swojej farmie ma też inne drapieżniki, karakale, rysie, lwy i tygrysy bengalskie.
Tego typu hodowle są w pełni zgodne z czeskimi przepisami.