
Reklama.
Jan Krzysztof Ardanowski nawet tego nie ukrywa w rozmowie z Interią. – Szefostwo musi pójść po rozum do głowy. Jeżeli dojdzie do utraty większości w Sejmie, winne będzie tylko i wyłącznie kierownictwo PiS – powiedział portalowi.
A jak wiadomo, Piątka dla zwierząt trafiła do sejmowej zamrażarki. Jak podaje Interia, część zawieszonych posłów PiS zdecydowało się opuścić szeregi partii Jarosława Kaczyńskiego. Obecnie mówi się o sześciu takich osobach. Żeby założyć koło poselskie, potrzebnych jest jedynie trzech posłów.
Czytaj także: Ujawniono, dlaczego TK zajął się sprawą aborcji. To wcale nie była próba przykrycia pandemii
– Skład koła jest otwarty, ale ja na pewno odchodzę z PiS. Ziarno zostało rzucone, kiełkuje – zdradził anonimowo jeden zawieszonych polityków partii rządzącej, który brał udział w rozmowach przeciwników ustawy futerkowej.
I tłumaczy, dlaczego nie ma już w PiS przyszłości. – Ludzie są świadomi, że po złamaniu dyscypliny, nawet po wycofaniu zawieszenia, dalsza reelekcja z list PiS będzie trudna – dodał rozmówca portalu.
Buntownicy będą jednak chcieli założyć własny klub, a do tego potrzebnych jest 15 mandatów. – Cała grupa jest zdecydowana – zdradza informator Interii. Ale nawet jeśli nie uda się założyć klubu, PiS i tak ma powody do zmartwień, bo większość w Sejmie opiera się jedynie o kilka mandatów.
Zawieszeni w PiS posłowie już wcześniej grozili odejściem z partii. To właśnie dlatego miał zapaść wyrok Trybunału Konstytucyjnego. Duża część z nich chciała właśnie takiego zaostrzenia prawa aborcyjnego w Polsce i od tego uzależniali to, czy pozostaną w Zjednoczonej Prawicy. Chodziło między innymi o mało znanych Piotra Uścińskiego i Bartłomieja Wróblewskiego. Mało znanych, ale nie w PiS.
źródło: Interia