"Ten świat jest coraz głupszy" – stwierdził Sławomir Jastrzębowski. To jego reakcja na to, że w Onet Rano zobaczył behawiorystkę zwierzęcą. – Czym jest jeden hejterski komentarz wobec satysfakcji, że można było pomóc psu i człowiekowi? – dopytuje w rozmowie z naTemat Aneta Awtoniuk. To właśnie pod jej adresem były naczelny "Super Expressu" skierował swój wpis.
Nie czytam wpisów w sieci na własny temat po to, by zachować zdrowie psychiczne. To jedyna szansa dla osób tzw. publicznych, żebyśmy żyli normalnie i robili swoje. Widziałam tylko ten komentarz, że "świat jest coraz głupszy". I nie wiem właściwie z jakiego powodu świat miałby być głupszy – bo istnieje zawód behawiorysty zwierząt?
Cieszę się, że internet trochę się za mną ujął. Nawet nie personalnie, ale za zawodem i pomocą dla zwierząt. Trzeba robić swoje na tyle dobrze, żeby dało się to obronić w każdej sytuacji. Ja wiem, że jestem skuteczna jako behawiorystka zwierząt i trenerka psów.
A nie było pani tak po ludzku przykro?
Przeżyłam już taki hejt i wymyślanie na mój temat, że element przykrości nie występuje w moim życiu z powodu aktywności publicznej. Przykrość może zrobić mi ktoś bliski, z kogo zdaniem się liczę.
Co ciekawe, Sławomir Jastrzębowski był szefem „Super Expressu”, a ta gazeta też o mnie pisała i występowałam w niej jako behawiorystka zwierząt. Więc to, że teraz usiłował wyszydzić zawód behawiorysty, czy też mnie personalnie jest zaskakujące. Nie będę się jednak zastanawiać nad jego motywacjami, bo mam ciekawsze rzeczy do zrobienia. Poza tym, dostałam dużo słów wsparcia, także od zupełnie obcych ludzi.
Na tę sytuację patrzę jednak z przerażeniem, bo pracuję w gabinecie behawioralnym dla psów i kotów 13 lat. Myślę, że takim komentarzem pan Jastrzębowski nie pomaga w podniesieniu dobrostanu zwierząt w Polsce. A mamy w tej sprawie do zrobienia bardzo dużo.
Na Twitterze ktoś stanął w pani obronie i napisał, że w 2020 roku "prawica odkrywa istnienie zawodu behawiorysty".
To jest dla mnie równie miłe, co niespodziewane zachowanie, bardzo rycerskie i rzadkie dziś. Dziękuję za nie Marcinowi (autorowi wpisu - red.). Nie znamy się osobiście, więc tym bardziej doceniam, że chciało mu się narażać na ataki prawicowych użytkowników internetu.
A nastąpiła lawina. Mnie samej nigdy nie zdarzyło się zapytać o poglądy polityczne kogoś, kto się do mnie zgłosił z problemowym zwierzęciem. W zakresie pracy szkoleniowej z psami czy terapii behawioralnej psów i kotów jestem całkowicie poza polityką. Ale mam otwarty profil na Twitterze, występuję pod imieniem i nazwiskiem.
Wypowiadam się merytorycznie, a czasem po prostu emocjonalnie na tematy, które mnie dotyczą, także polityczne. Jestem obywatelką, mieszkam w Polsce i nie widzę powodów, dla których miałabym nie zabierać głosu, a to często budzi dyskusję, a niejednokrotnie wręcz atak.
Zauważałam, że osoby z poglądami konserwatywnymi mają problem z przyjęciem czegoś, co wykracza poza ich opinie o świecie. Oglądają go bardzo zerojedynkowo. Na zasadzie, że jeśli czegoś nie znam, to tego nie ma. Takie osoby żyją w swoich bańkach, w których nie ma miejsca na żadne nowości. Chociaż akurat istnienia zawodu behawiorysty zwierząt już dziś nie można uznać za nowinkę.
W internecie czasem działa mechanizm owczego pędu. Kiedy jeden tzw. idol – bo za takiego dla prawej strony pewnie można uznać pana Jastrzębowskiego – pozwoli sobie na jakiś komentarz, to "ujadające szczeniaczki" idą za "starszym pieskiem" powielając bezrefleksyjnie jego opinie. Naśladownictwo działa nie tylko w świecie zwierząt.
Jak ludzie reagują na pani zawód?
Kiedyś, te 13 lat temu, gdy mówiłam, że jestem behawiorystką, bywało dosyć zabawnie, bo byłam pytana, czy da się na to zaszczepić, albo czy jest zaraźliwe. Musiałam tłumaczyć, kim jest behawiorysta, i w jakich sytuacjach pomaga. Ludzie do dzisiaj mylą behawiorystę z trenerem psów.
To wyjaśnijmy prostymi słowami. Czym zajmuje się behawiorysta?
Behawiorysta to człowiek od zachowań. Wie, jakie zachowania są prawidłowe, a jakie odbiegają od normy. Mawiam o sobie, że od ponad 20 lat jestem też behawiorystką ludzi, teraz to się nazywa coach. Wolę nazwę behawiorystka, bo obserwując jak współcześnie wygląda pseudocoaching uprawiany przez przypadkowe osoby bez przygotowania, to jednak trochę mi wstyd.
Jeśli chodzi o zwierzęta, behawiorysta patrząc na zachowanie np. psa potrafi ocenić, czy jest ono standardowe i mieści się normie, czy może stwarzać zagrożenie i realizacja tego zachowania pogarsza funkcjonowanie zwierzaka.
Na przykład: jeśli pies jak opętany gania za piłką i widząc ją przestaje zwracać uwagę na otoczenie, to dla dobrego behawiorysty jest jasne, że taki pies jest zwyczajnie uzależniony od pogoni i nie rozładowuje emocji związanych z gonieniem.
Jeśli behawiorysta jest, jak ja, także terapeutą zachowań, to potrafi także modyfikować wzorce zachowań. Umiem znaleźć taką drogę do psa, kota czy człowieka, by jego złe zachowanie zmienić na lepsze. Na tym polega terapia behawioralna. Pokazuję moim pacjentom, że mogą w konkretnych sytuacjach wybrać inne działanie i ta zmiana jest dla nich korzystna.
Jak długo trwa taka terapia?
Wszystko zależy od problemu i zwierzaka. Niektóre mają silne traumy, z którymi borykają się od zawsze, bo na przykład urodziły się w krzakach na pustkowiu i nie poznały ludzi i cywilizacji, więc boją się panicznie, a muszą żyć wśród nas. Albo były bite i zastraszane. Wtedy praca nad zmianą zachowania będzie wymagała cierpliwości. Takie zwierzęta potrzebują więcej czasu.
Prostsze do zmiany są zachowania, które nie wiążą się z silnymi negatywnymi emocjami. Zawsze trzeba nauczyć zwierzę, jak może radzić sobie z emocjami i kontrolować działania nimi powodowane.
Najprostszy przykład: kiedy pies się boi, może chcieć gryźć ze strachu, a może też wycofać się z interakcji, uciekać. Ja uczę takiego psa, aby przestał się bać, bo wtedy on może zignorować bodziec i mieć spokojne życie. Każda zmiana zachowania zwierzęcia musi być jednak poprzedzona zmianą zachowania ludzi, z którymi to zwierzę żyje.
W Polsce chętnie korzysta się z usług behawiorysty zwierząt?
Wszystko zależy od tego, o jakim miejscu w Polsce mówimy. Mam przywilej, że jeżdżę dość dużo po kraju, np. nagrywając programy telewizyjne o rozwiązywaniu problemów z zachowaniem psów trafiłam do mniejszych miejscowości, daleko od dużych miast. Tam hasło behawiorysta ciągle jest magicznym zaklęciem. Ludzie mają wyobrażenie, że to ktoś w rodzaju wróżki i czasami są rozczarowani, że muszą włożyć wysiłek w pracę ze zwierzakiem.
Myślą, że przyjadę z magiczną różdżką, rzucę jakieś zaklęcie i koniec. To tak nie działa.
Niektórzy są zaskoczeni, że to taka potężna dziedzina nauki, a nie szamaństwo. W dużych miastach w ostatnich latach ludzie oswoili się, że można skorzystać z pomocy behawiorysty i faktycznie robią to, gdy tylko mają problem z psem czy kotem.
Ostatnio przyjechała do mnie pacjentka z Anglii. Przez sześć lat nikt nie był w stanie poradzić sobie z suczką, która stawała się agresywna, kiedy widziała inne psy. Pracowałam z nią przez dwa dni. Gdy sunia zaczęła się bawić w parku z gromadką psów, Anka, jej opiekunka popłakała się z ulgi i radości. Czym jest jeden hejterski wpis pana Jastrzębowskiego wobec satysfakcji, że można było pomóc psu i człowiekowi?
A na koniec chciałaby pani powiedzieć coś Sławomirowi Jastrzębowskiemu?
Panie Sławomirze, jeśli będzie miał pan kiedyś zwierzę, które zacznie sprawiać kłopoty, albo nie będzie pan rozumiał jego zachowania, to proszę do mnie zadzwonić, a ja na pewno panu pomogę.