Pomaga im Zakątek Weteranów
Gdy funkcjonariusze na czterech łapach (lub kopytach) przechodzą na emeryturę, trafiają w próżnię. Państwa, które tyle lat korzystało z ich wiernej służby, nie obchodzi co się z nimi stanie. Twórcy Zakątka Weteranów w Gierałtowie pod Poznaniem uznali, że trzeba coś z tym zrobić.
Pomysł na
Zakątek Weteranów pojawił się w 2016 roku. Stanęły za tym osobiste doświadczenia “ludzkich” funkcjonariuszy. Mimo dobrych chęci wielu z nich nie może przygarnąć podopiecznego, z którym służyli długie lata. Powodów jest wiele, ale brak serca nie jest jednym z nich.
Sprawa jest okrutnie banalna. Po prostu mało który
policjant ma warunki i pieniądze, by zaopiekować się koniem. Na początek trzeba stajni i około 700 zł miesięcznie na samo jedzenie. Do tego dochodzą koszty związane z usługami kowala i weterynarza.
Opieka nad psim seniorem wydaje się łatwiejsza, ale też nie jest różowo. Policyjny emeryt na czterech łapach rzadko jest bezproblemowym miziakiem, który może trafić do zwykłego domu (zwłaszcza, jeśli mieszkają w nim dzieci). Karma zaś to koszt około 300 zł miesięcznie.
Emeryci po przejściach
Lata treningu sprawiają, że w warunkach cywilnych
pies ze służby bywa trudny. Na przykład 11-letni Borys, przyjazny labrador z wydziału antynarkotykowego w Szczecinie, który cały czas musi mieć coś w pysku. Zostawiony w mieszkaniu na kilka kwadransów z nudów rozniósłby je w pył.
Albo Dragon, owczarek niemiecki, również 11-letni, którego tylnym łapom coraz trudniej jest utrzymać wagę ciała. Stawy nadwyrężył, gdy służył w straży miejskiej w Kielcach. Nie było żadnego wypadku. To zwykła kontuzja zawodowa, która powstaje u psich funkcjonariuszy, wytrwale uczonych jak skakać i zmieniać kierunek biegu na komendę.
W Zakątku Weteranów są też psy, które służyły w oddziałach prewencji. W nich z kolei silny jest instynkt agresji. Coś, co w latach zawodowej świetności było zaletą, na starość staje się wadą, która odbiera im szanse na adopcję. Rzadko znajdzie się ktoś, kto nie tylko chce, ale i potrafi się nimi zająć. Wymiękają nawet firmy ochroniarskie, które chcą "zatrudnić" psich emerytów. Psy lądują więc w schronisku.
Poza wszystkim byli funkcjonariusze potrzebują dużo ruchu na świeżym powietrzu. A ich ludzie ze służb, którzy mieszkają w bloku i pracują na cały etat, często nie mogą im tego zapewnić.
Bolesne rozstania
W Zakątku Weteranów mieszka teraz 10 psów i 5 koni. Rojber, kary wierzchowiec rasy wielkopolskiej, pracował w poznańskiej policji od 2000 do 2016 roku. Teraz jest schorowanym staruszkiem, który codziennie dostaje leki na płuca. Nie można na nim jeździć. Nadal jednak cieszy się życiem, a konkretnie wybiegiem w Zakątku Weteranów. Z wyraźnym zadowoleniem podskubuje siano, a gdy widzi człowieka, podchodzi z zainteresowaniem i dokładnie sprawdza, czy w kieszeniach nie kryją się marchewki.
Farysowi, rudemu wierzchowcowi z charakterem, krzyżówce szlachetnej rasy i muła, prawie udało się zostać ze swoim opiekunem. Prawie, bo po kilku latach w cywilu okazało się to niemożliwe – jego człowiekowi obcięto emeryturę na mocy tzw. ustawy dezubekizacyjnej. Skończyły się pieniędzy na stajnię i siano. Przyjaciele musieli się pożegnać. Na szczęście nie na zawsze.
Jak mówi Sławomir Walkowiak, emerytowany sierżant sztabowy Komendy Wojewódzkiej Policji w Poznaniu i pełnoetatowy wolontariusz Zakątka Weteranów, policjanci, pogranicznicy i strażnicy miejscy z różnych stron Polski przyjeżdżają nawet kilka razy w miesiącu, by spotkać się ze swoimi zwierzęcymi towarzyszami służby. Na co dzień końmi i psami zajmują się wolontariusze – tacy jak on lub prezes stowarzyszenia Grzegorz Chmielewski, lub przychodzący z doskoku. Tych ostatnich jest około 20-stu.
Gdy nie wiadomo, o co chodzi...
Pracy przy psich i końskich emerytach nie brakuje. Karmienie, pojenie, sprzątanie, wypuszczanie na wybieg, podawanie leków, ewentualne wizyty u weterynarza – to wszystko przy 15 podopiecznych staje się prawdziwym wyzwaniem logistycznym. Jest to wymagające, ale nadal do ogarnięcia. Tym, czego brakuje, są pieniądze.
Nie miała ich na utrzymanie zwierzęcych emerytów żadna ekipa, która sprawowała władzę w Polsce po 1989 roku. Nie ma ich też teraz – rząd PiS niedawno odrzucił petycję pograniczników, policjantów i strażników w sprawie zagwarantowania godziwej starości funkcjonariuszom na czterech łapach. Politycy twierdzą, że się nie da, a przynajmniej nie teraz. W sejmowej zamrażarce czeka poselski projekt regulujący tę kwestię, ale jego los jest niepewny. Tymczasem wiek emerytalny osiągają kolejne psy i
konie służące państwu. I nic.
Konie bez paszportu
Nie wszystkie konie, którymi opiekuje się stowarzyszenie, mieszkają w Zakątku. Nie zmieściłyby się. Kilka z nich przebywa w zaprzyjaźnionych stadninach w różnych częściach Polski.
Niezależnie jednak od tego, jak dobrze wyglądałyby tam warunki życia funkcjonariuszy na kopytach, Zakątek Weterana nigdy nie wydaje ich “paszportów”. Tak potocznie nazywany jest dokument tożsamości konia, który zawiera jego informacje zdrowotne. Paszport jest niezbędny między innymi wtedy, gdy ktoś wpadnie na pomysł, by sprzedać funkcjonariusza do rzeźni. To dlatego stowarzyszenie pod żadnym pozorem nie oddaje tych dokumentów.
Sławomir Walkowiak był przewodnikiem psa, z końmi musiał się trochę oswajać. Teraz wszystkie zwierzęta przybiegają do niego na gwizdnięcie.
Mężczyzna martwi się o Arona, psa, który patrolował ulice Wrocławia. Jest przeraźliwie chudy, bo nie potrafi wysiedzieć. W domagającym się remontu kojcu pies – gdy nie śpi – cały czas kręci się w kółko. – Robimy wszystko, by go podtuczyć, ale co zje, to spali. Chyba skończy się na lekach uspokajających – zastanawia się pan Sławomir.
Każdy weteran w Zakątku cierpi na jakąś dolegliwość – oprócz związanej z wiekiem niedołężności dochodzą różnego rodzaju urazy. Na przykład Diamant, koń który przez 7 lat służył w Komendzie Stołecznej Policji w Warszawie, doznał kontuzji więzadeł. Weterynarz orzekł, że nie odzyska już wymaganej sprawności. Teraz wierzchowiec musi regularnie dostawać przeciwbólowe zastrzyki w kolano.
Pomaganie z głową
Jak szacuje pan Sławomir, stały koszt utrzymania łącznie 15 psów i koni to kwota rzędu 10 tys. zł miesięcznie. Do tego dochodzą czasem niespodziewane wydatki na leczenie, gdy któryś podopieczny podupadnie na zdrowiu. Dzięki stałej pomocy darczyńców do Zakątka trafia około 1,5 – 2 tys. zł miesięcznie. Skąd stowarzyszenie bierze resztę?
– Robimy co możemy. Użyczamy terenu Zakątka na sesje ślubne z końmi. Z pomocą naszego 8-miesięcznego szczeniaka prowadzimy szkolenia dla przewodników psów obronnych. Czasami ktoś da nam siano. Przez rok mieliśmy sponsora jakościowej karmy dla psów. Niedawno zorganizowaliśmy bal na rzecz Zakątka, zebraliśmy 5 tys. zł. Dokładamy też ze swoich – wymienia Sławomir Walkowiak.
I tak z tygodnia na tydzień, z miesiąca na miesiąc. Czasami do stowarzyszenia dzwoni ktoś, kto przedstawia się jako biznesmen, bywa że zagraniczny, gotowy wesprzeć weteranów dużą wpłatą. Pan Sławomir podkreśla, że członkowie stowarzyszenia już nauczyli się, by nie traktować tych “księżycowych deklaracji” na serio.
Zdarzają się też całkiem poważne propozycje od niektórych marketów, które chcą oddać Zakątkowi już prawie przedatowaną albo najtańszą, a więc i niezdrową karmę, po której psy mają sensacje żołądkowe. – Nie po to te zwierzęta całe życie służyły państwu, byśmy teraz karmili je odpadami – zżyma się pan Sławomir. Opiekę nad czworonogami uznaje za kwestię sumienia. – Skoro nie ma go państwo, społeczeństwo musi jakoś radzić sobie samo – konkluduje.
Zakątek Weteranów można wesprzeć jednorazowo lub zleceniem stałym przekazując darowiznę w dowolnej kwocie na konto numer 53 1240 3246 1111 0010 7204 2668 (Bank PEKAO SA).