Zdjęcia i nagrania z tego miejsca kilka dni temu krążyły w internecie. Wywołały duże poruszenie również w Polsce. Głos zabrała Magda Gessler, która w ostrych słowach komentowała tragiczne warunki, w jakich zwierzęta sprzedawane są na targu w Wuhan. Właśnie tam miał pojawić się koronawirus i stamtąd rozprzestrzenić się na Chiny i inne kraje. Nagranie okazało się fałszywe. Ale obraz targu wcale nie odbiega od azjatyckiej rzeczywistości.
"Mam wrażenie... że to totalne szaleństwo... ubóstwiam jeść, ale wygląda to na całe światowe ZOO wybite i sprzedawane na straganach...po prostu koszmar....ludzie ludziom zwierzęta zgotowali ten los... co będzie dalszej?" – zareagowała Magda Gessler.
Zamieściła nagranie, na którym widać szczury, węże i inne żywe lub martwe stworzenia. Sprzedawane na targu w okropnych warunkach.
To samo nagranie na profilu Adama Wardęgi zebrało ponad dwa tysiące komentarzy. "Przechowywanie mięsa straszna porażka. Zero sanepidu, lodówek, zamrażarek, chłodni, ubioru", "Brak słów... aż nie chce się wierzyć, że takie miejsca istnieją" – komentują Polacy.
Targ okazał się jednak nie chiński. Nagranie zostało zweryfikowane przez FB i potwierdzono, że nie pochodzi ani z Chin, ani z Wuhan. "To jest w Indonezji. Szkoda że nikt nie zadał sobie trudu żeby to sprawdzić i upowszechnia te bzdury jakoby targ znajdował się w Wuhan. Co nie zmienia faktu że jest to chore" – reagowała jedna z internautek.
"Czy chiński rząd może zakazać?"
A jak wygląda to w Wuhan? Od niego, według pierwszych doniesień, miała zacząć się historia z koronawirusem. To ono nagłośniło sprawę dzikich zwierząt sprzedawanych na chińskich targach i warunków, w jakich są tam przetrzymywane. Dzięki niemu świat nagle się obudził. O zagrożeniach, które niosą alarmuje teraz WHO. Od 26 stycznia w całych Chinach obowiązuje zakaz handlu dzikimi zwierzętami.
A nagrania i zdjęcia targów i tego, co jedzą Chińczycy, rozprzestrzeniają się w sieci. Widać na nich pieczone ptaki, nietoperze, smażone skorpiony.... Żywe ryby w pojemnikach niemal bez wody. Zwierzęta ściśnięte w klatkach. Gdzieś obok są stoiska pełne mięsa. Ludzie biją na alarm. "Czy chiński rząd może wreszcie wprowadzić całkowity zakaz nielegalnego handlu dzikimi zwierzętami?" – rozlegają się pytania w sieci.
"Nie wiadomo, ile targów z żywymi, dziki zwierzętami jest w Chinach. Ale eksperci oceniają, że mogą być ich setki" – opisuje "National Geographic". Jeden z profesorów opowiada, że bardzo popularne i tanie są żaby. "Tylko bogaci mogą sobie pozwolić na zupę z cywety [ssaki wielkości kota, żyje w południowej Azji], smażoną kobrę czy duszoną łapę niedźwiedzia" – wymieniał Peter Li. On sam nigdy dzikich zwierząt nie jadł.
"Zwierzęta na targu umierają. Są spragnione. Trzymane są w zardzewiałych klatkach, totalnie brudne. Mogą nie mieć kończyn albo mieć otwarte rany po tym, jak je schwytano lub które odniosły w transporcie. Handlarze nie obchodzą się z nimi delikatnie. Rzucają klatkami. Zwierzęta dużo cierpią" – opowiadał Li.
Siatki pełne żab
Na targu w Wuhan można było kupić setki zwierząt. Jak podaje Wikipedia, koronawirusa wykryto w 33 z 585 gatunków, który były tam dostępne. "Jeże, krokodyle, małpy, borsuki, wielbłądy, nietoperze, pawie..." – wymienia długą listę sprzedawanych zwierząt. Targ jest zamknięty od 1 stycznia.
W internecie są jednak nagrania sprzed epidemii, zrobione przez turystów. "Szokujący bazar" – napisał jeden z nich. Targ w Wuhan położony jest w pobliżu budynków mieszkalnych, zajmuje powierzchnię około 50 tys. metrów kwadratowych. Znajdowało się na nim około tysiąca stanowisk z warzywami, owocami, z chińską kuchnią i zwierzętami właśnie.
Na jednym z nagrań widać m.in. wielką siatkę pełną żywych, małych żab, które usiłują w niej skakać. W innej leżą duże żaby. Jest pojemnik pełen węży, skrzynie wypełnione małymi, żywymi homarami, miski z krabami, żółwie. A także ogromne ilości ryb.
Autor nagrania pokazał, jak wygląda zakup świeżych ryb. W niektórych pojemnikach widać filtry, w innych jest mętna woda, ryby ledwo mogą oddychać.
Sprzedawca łapie jedną z nich, uderza siatką w brudny beton (lub zbitą glebę) i idzie obok, do stanowiska na pieńku, by ją patroszyć. Za chwilę inna sprzedawczyni wyciąga kolejną rybę, używa tłuczka. Wszystko na oczach klientów.
Ktoś inny sprzedaje ryby z chodnika. Leżą na kartonie, sprzedawca siedzi obok pojemników na śmieci. Chinka kupuje całą siatkę. Warunki sanitarne? Nie widać żadnych.
"Dlaczego ludzie jedzą psy?"
Eksperci zwracają uwagę, że nie wszędzie w całych Chinach jest tak samo. Nie tylko zresztą w Chinach. Takie targi są w Singapurze, w innych częściach Azji, czy np. w Peru.
To nagranie z Indonezji, prowincja Celebes Północny. Podpis: "Najstraszniejszy rynek mięsny w Azji".
"Dlaczego ludzie jedzą psy?" – pyta autor sprzedawcę. "Mówią, że są dobre" – pada odpowiedź. "Czy jest jakieś zwierzę, którego nie jedzą, bo to nie ok?" – docieka dalej. "Jedzą wszystko" – słyszy.
Nagranie ma prawie 9 mln wyświetleń i ponad 33 tysiące komentarzy. Pochodzi z 2018 roku, ale do dziś zbiera komentarze, te ostatnie w odniesieniu do koronawirusa. "Obrzydliwe", "Ile tam musi być zatruć" – piszą internauci.
Być może dlatego autor zastrzega pod nagraniem: "Jego celem nie jest poparcie lub potępienie tych ludzi i tego, co robią. Ale pokazanie, jak wygląda rzeczywistość". Taka jest tam tradycja.
Najwięcej w Guangzhou
W Chinach dzikie zwierzęta nie wszędzie sprzedawane są i konsumowane w takich ilościach. "National Geographic" cytuje badania, z których wynika, że do spożycia takich zwierząt w 2014 roku przyznało się najwięcej mieszkańców Guangzhou (83 proc.). W Szanghaju 14 proc., a w Pekinie – 5 proc. W całym kraju ponad połowa respondentów stwierdziła, że takie zwierzęta w ogóle nie powinny być spożywane.
Niektóre nagrania są bardziej drastyczne.
A tak wygląda targ z owocami morza w Guangzhou. Można kupić praktycznie wszystko.
Albo inne nagranie z targu, gdzie sprzedawane są domowe zwierzęta. Widać klatki pełne psów i kotów, pojemniki aż czarne od małych żółwi, które nie mają jak się poruszać. Są akwaria niemal szczelne wypełnione rybami. "Zwierzęta cierpią. Małe klatki, brak jedzenia, wody" – alarmuje autor nagrania sprzed 4 lat.
SARS się od tego zaczęło
Wiele osób przypomina, że epidemia SARS kilka lat temu też zaczęła się od takiego miejsca – od targu Xin Yuan w Guangzhou. Na nagraniu, które udostępniła agencja AP widać całe rzędy klatek. "Obrzydliwe. Nic dziwnego, że koronawirus zaczął się w Chinach", "Ludzie, którzy tak obchodzą się ze zwierzętami, nie mają serc", "Nie mogę uwierzyć, że historia się powtarza" – reagują komentujący.
"Najbardziej z tego wszystkiego boli to, że niektóre z tych zwierząt sprzedawane są jeszcze żywe (np. ryba bez wody w siatce foliowej) nie mówiąc już o kompletnym braku jakichkolwiek standardów i higieny".