Mia jest suczką rasy shih tzu, ma 10 miesięcy i jest bardziej stylowa niż niektóre gwiazdy. – Sam ją strzygę i czeszę, robię jej kucyki. Chcę, żeby ładnie wyglądała, żeby sprawiała ludziom przyjemność. Z łańcuszkiem z napisem "dreams", różowymi spineczkami i gumkami ściąga zły humor i złe emocje – śmieje się Sylwester Ostrowski. A ściąga je często, bo Mia i jej pan jeżdżą razem Uberem. I oboje to uwielbiają.
Sylwester, właściciel Mii (chociaż pewnie sam wołałby słowo "tata"), od trzech lat jest kierowcą na pełen etat, jeździ po Warszawie srebrną Kią Ceed z aplikacji Uber i Bolt. Pracuje 12 godzin dziennie, a Mia dzielnie mu towarzyszy. Nie, żeby narzekała.
– Ona uwielbia jeździć samochodem już od małego. Kiedy pojechałem po nią do hodowli, jak była jeszcze szczeniakiem, to już wtedy, taka mała, wspinała mi się z podłogi na przednie siedzenie. I wlazła. Auta to jej żywioł, tak jak i mój. Dla nas obojga to drugi dom – mówi Sylwester.
"Daj buziaczka"
Mia uwielbia samochody, a pasażerowie, którzy jeżdżą z Sylwestrem, uwielbiają Mię. Suczka robi furorę – nie dość, że jest śliczna, przesłodka i puchata, to jeszcze może cię serdecznie przywitać. – Daje się głaskać, przymila się. Jak się jej powie "daj buziaczka", liże po szyi. Kiedy mówię jej "idź się przywitać", gdy wchodzi nowy klient, to idzie się przywitać i do mnie wraca – opowiada jej dumny właściciel.
Mia jest chyba pierwszym Uber-psem w Polsce i jest do tej roli idealna. Nie uczula, bo ma włosy, a nie sierść, nie gryzie. – Jest grzeczna, cicha i wesoła, nigdy nie szczeka. Na mnie szczeknęła raptem raz w życiu jak miałem maskę inhalacyjną i nie wiedziała, co ja mam na twarzy – mówi Ostrowski.
Dodaje, że Mia jest wyjątkowo mądra i oboje doskonale się rozumieją. Kiedy suczka chce pić, wymownie patrzy na miseczkę z wodą i potem na swojego pana. Piesek daje też znać, kiedy chce jeść i się załatwić. Jest stworzona do jazdy samochodem, ma też w nim wyjątkowo wygodnie: kiedy jest słońce, leży pod daszkiem, kiedy jest zimno, jest owijana w szalik. Na siedzeniu ma też specjalny kocyk, żeby się nie ślizgała.
Sylwester bardzo dba o Mię, a ona jest z nim niewiarygodnie związana. Nie odstępuje swojego taty na krok, chociaż kierowca Ubera mówi, że na popołudnia często z kimś ją zostawia, a na nocne jazdy nigdy jej bierze. Jednak suczka czuje się najlepiej w samochodzie obok swojego właściciela. Podczas jazdy ma specjalne szelki i jest przypinana, ale wcale tego nie lubi. Woli... siedzieć Sylwestrowi na ramionach.
– Jak chce wskoczyć na bark, to zaczepia mnie łapką. Lubi tam siedzieć, bo wszystko widzi, wszystko ją interesuje. Zimą, kiedy miałem grubą kurtkę, ludzie myśleli, że to kołnierz. Zawsze się śmiałem, jak wchodzili pasażerowie i dziwnie się przyglądali mojemu futrzanemu kołnierzowi. Potem kołnierz zaczynał machać ogonem i niektórzy aż krzyczeli i podskakiwali ze strachu– śmieje się Sylwester.
Psia gwiazda
Skąd pomysł na jeżdżenie Uberem z psem? Wszystko z powodu... psiej samotności.
– Wziąłem Mię, jak byłem z poprzednią partnerką. Oboje pracowaliśmy i ciężko ją było zostawiać w domu, zwłaszcza, że się bardzo nudziła i tego nie znosiła. Kiedy się wracało, wszystko było powyciągane z szaf i pogryzione: ubrania, buty – mówi Sylwester. Kierowca postanowił więc brać ją ze sobą.
– Brałem ją na pół dnia. Potem zostawiałem ją w domu, bo wtedy moja dziewczyna kończyła pracę. Na początku tego roku się rozstaliśmy i uznałem, że nie chcę zostawiać Mii samej. Stopniowo jeździłem z nią coraz częściej, bo kiedy ją zostawiałem była taka zła na mnie, że robiła mi w mieszkaniu prawdziwy sajgon – śmieje się.
Mia zaczęła być popularna wśród pasażerów, ludzie ciągle o nią pytali. – Kiedyś jakaś dziewczyna rzuciła temat, żebym założył kanał na YouTube. Już to zrobiłem, ale dopiero rozgryzam kamerę, którą pożyczyłem od znajomego. Niedługo będę nagrywał filmiki, reakcje ludzi. Mia ma też już swój kanał na Instagramie i Facebooku, nazwałem ją Mia Uber Dog – opowiada Sylwester, a w każdym jego słowie wybrzmiewa ogromna miłość do psa.
– Ludzie robią sobie z nią zdjęcia, jedna para zrobiła całą sesję. Oznaczają ją na Instagramie, piszą o niej. Pomyślałem więc sobie: niech ma dziewczyna coś z tego, że mną jeździ. Niech będzie gwiazdą – śmieje się Sylwester.
Psia terapia komunikacyjna
Sylwester jeździ z Mią, bo ona to uwielbia, a on może mieć ją blisko siebie i nie musi się o nią martwić. Ale nie tylko dlatego. Ostrowski ma bowiem misję.
– Fajnie jest poprawiać smutnym i zestresowanym ludziom humor. Wiem, ile uśmiech daje, bo pracowałem w hospicjum dla osób starszych. Kiedyś podnosiłem pana, który był całkowicie sparaliżowany. Kiedy położyłem go na łózko, on się do mnie nagle uśmiechnął. Żadne pieniądze nie zastąpią ludzkiego uśmiechu. Uwielbiam sprawiam ludziom radość, dawać im uśmiech. W ogóle lubię pomagać, jestem honorowym dawcą krwi, a teraz pomagam sympatycznie przemieszczać się ludziom po mieście – mówi Sylwester z uśmiechem.
Terapią Mią działa? Ostrowski przyznaje, że działa, chociaż zdarzają się ludzie, którzy "mają muchy w nosie" i trudno im dogodzić. Są też tacy, którzy boją się psów. Wielu ten strach przechodzi właśnie dzięki Mii, która jest, jak nazywa ją sam Ostrowski, jak słodka zabawka.
– Dla ludzi to jest chwilowa odskocznia. Wszyscy są dziś spięci, a tak taki zestresowany człowiek może ją pogłaskać i się wyluzować. Ludzie mi dziękują za to, że przyjechałem z Mią, mówią, że mają lepszy dzień. Jeden pan raz powiedział: "Jestem bardzo wdzięczny, że pan ma tego psa, miałem straszny poranek, teraz mi przeszło" – opowiada Sylwester.
Zresztą dzięki Mii sam jest spokojniejszy i łatwiej reaguje na nerwowe sytuacje.
– Mogę pogadać z ludźmi, bo tak każdy zawsze siedzi z nosem w telefonie, a u mnie wszyscy chcą rozmawiać o Mii. Śmiejemy się, opowiadamy sobie historie. Milej mi się jeździ, zwłaszcza, że prowadzę 12 godzin dziennie, więc mam stresowych sytuacji razy dwanaście. Tu ktoś wybiegnie na ulicę, tu ktoś gwałtownie wyprzedzi. Ale wtedy Mia się przytula i się uspokajam, a do tego jeżdżę bardzo ostrożnie, żeby nic jej się nie stało – mówi kierowca.
Bo Mia jest najważniejsza. – Niektórzy pytają, czy ją im oddam, a ja mówię, że za żadne miliony. Trzeba w końcu kogoś w życiu kochać – uśmiecha się.