
Myśliwi "ojcami ekologii"? Takie stwierdzenie znalazło się na okładce najnowszego numeru "Łowcy Polskiego". Większości z nas strzelanie do saren i zajęcy nie kojarzy się z ekologią. – Niestety w Polsce brakuje świadomości na temat wkładu myśliwych w ochronę przyrody – oceniają myśliwi. – Ludzie zaczynają dostrzegać, że to nie tylko zło, ale i obciach – kontruje Filip Łobodziński.
REKLAMA
Sprawę zauważył dziś dziennikarz "Gazety Wyborczej" i znany miłośnik przyrody Adam Wajrak, komentując na Facebooku:
Obrońcami przyrody wcale nie są "owi weganie, tak żarliwie walczący z niezrozumiałym dla nich upodobaniem do zwierzęcego białka". Według autora tematu miesiąca w oficjalnym organie prasowym Polskiego Związku Łowieckiego nie są nimi też nieodróżniający jelenia od sarny "wrażliwi na potrzeby przyrody mieszkańcy dużych miast". A kto jest? Oczywiście myśliwi. Ci sami, których trzy lata temu Filip Łobodziński opisał jako "Odrażających, obłudnych, z piórkiem".
Dziś autor nie zmienił zdania na temat myśliwych i deklaruje, że nie trafiają do niego argumenty, że to właśnie łowczy zakładali część organizacji ekologicznych. – Część z ludzi, którzy zajmują się myślistwem, to oszołomy, które próbują teraz nagiąć rzeczywistość by się usprawiedliwić – mówi naTemat Filip Łobodziński.
– Przecież oni dbają o te zwierzęta tylko dlatego, żeby je utuczyć. Każdy myśliwy powie, że największa satysfakcja to "ustrzelić dorodną sztukę". Nawet jeśli dają pokarm tym zwierzętom, to o ich prawdziwych intencjach świadczą zdjęcia, gdzie nie udaje im się ukryć radości z zabicia zwierzęcia – ocenia dziennikarz. Dodaje jednak, że zmienia się podejście społeczeństwa do myśliwych, chociaż bardziej widać to na Zachodzie niż w Polsce.
– Niedawno król Hiszpanii został pozbawiony stanowiska honorowego szefa WWF, bo wyszło na jaw, że był na polowaniu w Afryce i strzelał do słoni. Ludzie zaczynają dostrzegać, że to nie tylko zło, ale i obciach – przekonuje Łobodziński. – Nie trafiają też do mnie argumenty, że to tradycja. Bo na jedną znaną osobą, która polowała, można znaleźć jedną, która tego nie robiła. Myśliwi mówią: Mickiewicz, ja mówię: Norwid. Takich przykładów jest sporo – mówi dziennikarz.
Jednak myśliwi pozostają niewzruszeni. – Tym artykułem chcemy pokazać, że wiele organizacji ochrony przyrody – chociażby amerykańska organizacja zajmująca się ochroną kaczek czy WWF ze słynną pandą – zostało założonych w XIX i XX wieku właśnie przez myśliwych – tłumaczy w rozmowie z naTemat Mirosław Głogowski z
redakcji "Łowca Polskiego". – Co więcej wielu z nich nadal zajmuje wysokie stanowiska w tych organizacjach. Niestety wielu ludzi nie rozumie, że łowiectwo jest częścią ekologii. Właściwie dopiero kilkadziesiąt lat temu pojawiły się radykalne organizacje ekologiczne, które zaczęły kwestionować takie podejście – dodaje.
redakcji "Łowca Polskiego". – Co więcej wielu z nich nadal zajmuje wysokie stanowiska w tych organizacjach. Niestety wielu ludzi nie rozumie, że łowiectwo jest częścią ekologii. Właściwie dopiero kilkadziesiąt lat temu pojawiły się radykalne organizacje ekologiczne, które zaczęły kwestionować takie podejście – dodaje.
– W Polsce brakuje świadomości na temat wkładu myśliwych w ochronę przyrody, i to nie jest nasze odczucie, tylko wyniki badań przeprowadzonych przez Pentor na nasze zlecenie. Za to w Niemczech 87 procent badanych zauważa, że to właśnie myśliwi opiekują się przyrodą – przypomina Głogowski.
Przeciwnikom myślistwa zarzuca nieznajomość materii. – Wielu ludzi, którzy określają się mianem ekologów, neguje łowiectwo i proces regulowania liczebności zwierząt, bo nie ma tak naprawdę pojęcia o czym mówi. Bo nigdy nie miało styczności z łowiectwem. Takie negatywne podejście dominuje wśród mieszkańców dużych miast i młodych ludzi.
Ludzie są przeciwni regulacji liczby zwierzyny, bo pokutuje naiwne widzenie świata i brak świadomości, że jeśli liczba jednych zwierząt rośnie, to inna musi spadać. Oczywiście widać też postępującą zmianę wrażliwości, ale tutaj musielibyśmy rozpocząć dyskusję o tym, czy można zabić rybę albo komara – dodaje.
Ludzie są przeciwni regulacji liczby zwierzyny, bo pokutuje naiwne widzenie świata i brak świadomości, że jeśli liczba jednych zwierząt rośnie, to inna musi spadać. Oczywiście widać też postępującą zmianę wrażliwości, ale tutaj musielibyśmy rozpocząć dyskusję o tym, czy można zabić rybę albo komara – dodaje.
Dziennikarz "Łowcy Polskiego" przyznaje: myśliwi mają świadomość, że niektóre ich praktyki wzbudzają kontrowersje. – W środowisku trwa żywa dyskusja nad dokarmianiem. Prowadzą ją myśliwi i naukowcy, nie tylko zresztą w Polsce. Spierają się, w jakim stopniu to pomaganie zwierzętom przetrwać zimę, a w jakim jest to po prostu jej zwabianie w miejsce polowania. Mamy świadomość, że to trudna i kontrowersyjna część myślistwa – przyznaje Mirosław Głogowski.