
Pracownicy skupu wyprowadzali ją z mojej obory do samochodu. Zwracałem im uwagę na nią, przecież wożą ze sobą środki uspokajające, ale oni odparli, że nie takie sztuki wyprowadzali. Trzy poprzednie weszły do auta bez problemu, a ta, jak tylko wyszła z obory szarpnęła się, ktoś puścił linki i uciekła. Przewróciła ogrodzenie z siatki metalowej. Wpadła na nie z taką furią, że stalowe słupki pofrunęły w powietrze. I pognała przez pola, las do jeziora.