
W listopadzie 2017 roku wolontariusze napisali list skierowany do kierownika. – My nie chcieliśmy wojny. Po prostu chcieliśmy, aby respektował prawa zwierząt – dodaje Karolina Ziółkowska, która kieruje fundacją "Złap dom". Współpracowała z sobolewskim schroniskiem. Dzięki jej fundacji do adopcji trafiało 200 psów. – Działam na rzecz zwierząt od siedmiu lat i niewiele jest w stanie mnie już zdziwić, ale śmiertelność około 30 procent jest zdecydowanie za duża. Oprócz niedostatecznej opieki weterynaryjnej dochodzi też do licznych przypadków zagryzień – komentuje naTemat.
Kierownik schroniska ma zupełnie inne zdanie na temat funkcjonowania placówki niż zbuntowani wolontariusze. – Wypowiedziałem im umowę, bo nie tak działa wolontariusz. Ich wypowiedzi są zupełnie przesadzone. Jestem obecnie po szeregu kontroli: Powiatowego Inspektora Sanitarnego czy też gmin i nie ma w nich zastrzeżeń – przekonuje naTemat Marian Drewnik, szef Happy Doga.
W środek konfliktu wolontariusze kontra właściciel schroniska trafili przedstawiciele Komitetu Społecznego Budowy Międzygminnego Schroniska dla Zwierząt w Powiecie Piaseczyńskim. Przyjechali z wizytą, gdyż do Sobolewa odwożone są bezpańskie zwierzaki z terenu gminy Góra Kalwaria. – To był zupełny przypadek, że przyjechaliśmy w tym czasie do Sobolewa – mówi Renata Tyszkowska, przedstawicielka Komitetu. Ze swojej wizyty sporządziła notatkę, która trafiła do samorządu.
Fragment oświadczenia Komitetu
"Według informacji p. Drewnika psy są karmione mieszanką karmy suchej i mięsem. Widziane przez nas resztki po posiłku psów świadczą o tym, że zamiast wartościowego mięsa otrzymują one raczej jakieś trudne do strawienia odpady mięsne (zdjęcia). Wiele psów traci na wadze, niektóre są w stadium ciężkiego wychudzenia (w załączeniu zdjęcia 2 psów , które w momencie przybycia do schroniska, parę miesięcy temu, wyglądały całkiem zdrowo)"
– Gdybym była gminą, nie dałabym tam psów. Przede wszystkim jako gmina interesowałabym się, co tam się dzieje – komentuje. Od kilku lat Tyszkowska promuje ideę budowy międzygminnego schroniska. – Bo taka forma daje pełną kontrolę gminy nad tym, co się dzieje w schronisku. A tak... samorządy czasem podpisują umowy z pseudoschroniskami. Umywają ręce od problemu. Gdy coś się dzieje, zawiadamiają policję, a ta często umarza sprawy i tak się ten biznes kreci – tłumaczy w rozmowie z naTemat.