
REKLAMA
Franek ma się dobrze
– Jak wchodzę do gabinetów weterynaryjnych, to często widzę luksus. Natomiast u pana Witka to nie sprzęt, ale ten człowiek jest z najwyższej półki – opowiada Jolanta Kisztelińska. –Jakóbczyk z Wrocławia. Do gabinetu Witolda Terendy trafiła przypadkiem. – Dokarmiam bezdomniaki i zimą zauważyłam, że jeden z kotów zaczął chorować. Zgłosiłam się do paru fundacji działających na rzecz zwierząt, aby pomogli mi go wyleczyć – wspomina. Pani Jolanta trzyma u siebie już kilka zwierzaków i szczerze przyznaje, że leczenie kolejnego kota byłoby obciążeniem do budżetu. – W jednej z fundacji powiedzieli, że pojedziemy z kotem do Witka – dodaje.
– Jak wchodzę do gabinetów weterynaryjnych, to często widzę luksus. Natomiast u pana Witka to nie sprzęt, ale ten człowiek jest z najwyższej półki – opowiada Jolanta Kisztelińska. –Jakóbczyk z Wrocławia. Do gabinetu Witolda Terendy trafiła przypadkiem. – Dokarmiam bezdomniaki i zimą zauważyłam, że jeden z kotów zaczął chorować. Zgłosiłam się do paru fundacji działających na rzecz zwierząt, aby pomogli mi go wyleczyć – wspomina. Pani Jolanta trzyma u siebie już kilka zwierzaków i szczerze przyznaje, że leczenie kolejnego kota byłoby obciążeniem do budżetu. – W jednej z fundacji powiedzieli, że pojedziemy z kotem do Witka – dodaje.
Teraz bezdomniak Franek, cieszy się zdrowiem. – On badannia bezdomniaka nie ograniczył do podania leków. Zbadał go bardzo dokładnie. Pan Witek jest znany wśród miłośników zwierząt, bo leczy bardzo tanio. A wiem, że od wielu klientów nawet nie bierze pieniędzy – komentuje Kisztelińska-Jakóbczyk i dodaje, że miłośnicy zwierząt we Wrocławiu znają adres gabinetu na Nadodrzu. No i każda wizyta zostawia niezapomniane wrażenie.
To był sąsiad z dzielnicy
– Bo on jest jak doktor Dolittle, rozmawia ze zwierzętami. Mówi do nich jak do dzieci! – śmieje się Izabela Duchnowska. Terendę poznała kilka lat temu przy nieoczekiwanej interwencji. W czasie spaceru w lesie zalazła przywiązanego do drzewa psa. Był wycieńczony. – Zadzwoniłam po pomoc do pana Witka. Nie znałam go bliżej. Po prostu mieszkamy w jednej dzielnicy. Zaskoczył mnie, że przyjechał, chociaż było to 30 kilometrów od Wrocławia. Pan Witek jest na każde wezwanie. Wyprowadził też tego znalezionego psa ze strasznego stanu – opowiada.
– Bo on jest jak doktor Dolittle, rozmawia ze zwierzętami. Mówi do nich jak do dzieci! – śmieje się Izabela Duchnowska. Terendę poznała kilka lat temu przy nieoczekiwanej interwencji. W czasie spaceru w lesie zalazła przywiązanego do drzewa psa. Był wycieńczony. – Zadzwoniłam po pomoc do pana Witka. Nie znałam go bliżej. Po prostu mieszkamy w jednej dzielnicy. Zaskoczył mnie, że przyjechał, chociaż było to 30 kilometrów od Wrocławia. Pan Witek jest na każde wezwanie. Wyprowadził też tego znalezionego psa ze strasznego stanu – opowiada.
Teraz Duchnowska odwiedza jego gabinet z psem – Guapo. Z jego imieniem związana jest rodzinna anegdota. – Mój pieseł jest ze schroniska. Nie reagował na żadne imię. Kiedy przyszedł do mnie kuzyn z Hiszpanii i ujrzał psa, zwołał po hiszpańsku – jaki przystojny, ładny, czyli guapo. Pies zareagował, podbiegł do niego. I stąd jego imię – dodaje. Właśnie w kolejce z Przystojnym do weterynarza dowiedziała się o kolejnym włamaniu do gabinetu pana Witka i wybiciu szyb.
Komentarze chwytają za serce
Gabinet położony jest w dzielnicy Wrocławia, która cieszy się złą sławą. Przed laty, gdy Witold Terenda otworzył gabinet, rozeszła się fama, że jest Syryjczykiem. Był z tego powodu nękany. Jeden z prześladowców weterynarza mieszkał niedaleko. Został później zatrzymany przez policję, ale za... zabójstwo i poćwiartowanie swojego kompana. – I siedząc w tej kolejce do wizyty, postanowiłam, że trzeba coś zrobić, żeby nasz weterynarz czuł się bezpiecznie. Pomyślałam o roletach antywłamaniowych. Wiedziałam, że pana Witka nie stać na nie. Stąd pomysł zrzutki – opowiada Izabela Duchowska. Zbiórkę ogłosiła w fatalnym momencie, gdy zaczynała się majówka. Wieść rozchodziła się pocztą pantoflową. Wciąż jednak brakowało potrzebnej kwoty – około 3 tys. zł. Dlatego Duchnowska postanowiła nagłośnić akcję. – Gdy informacja o zrzutce pojawiła się we wrocławskich mediach, to w ciągu dwóch godzin mieliśmy pieniądze na rolety – opisuje organizatorka akcji. Nic dziwnego. Czytanie komentarzy pod akcją powoduje, że powraca wiara w ludzi. Zaskakujące, jak wiele osób zna gabinet weterynarza na Nadodrzu.
Gabinet położony jest w dzielnicy Wrocławia, która cieszy się złą sławą. Przed laty, gdy Witold Terenda otworzył gabinet, rozeszła się fama, że jest Syryjczykiem. Był z tego powodu nękany. Jeden z prześladowców weterynarza mieszkał niedaleko. Został później zatrzymany przez policję, ale za... zabójstwo i poćwiartowanie swojego kompana. – I siedząc w tej kolejce do wizyty, postanowiłam, że trzeba coś zrobić, żeby nasz weterynarz czuł się bezpiecznie. Pomyślałam o roletach antywłamaniowych. Wiedziałam, że pana Witka nie stać na nie. Stąd pomysł zrzutki – opowiada Izabela Duchowska. Zbiórkę ogłosiła w fatalnym momencie, gdy zaczynała się majówka. Wieść rozchodziła się pocztą pantoflową. Wciąż jednak brakowało potrzebnej kwoty – około 3 tys. zł. Dlatego Duchnowska postanowiła nagłośnić akcję. – Gdy informacja o zrzutce pojawiła się we wrocławskich mediach, to w ciągu dwóch godzin mieliśmy pieniądze na rolety – opisuje organizatorka akcji. Nic dziwnego. Czytanie komentarzy pod akcją powoduje, że powraca wiara w ludzi. Zaskakujące, jak wiele osób zna gabinet weterynarza na Nadodrzu.
Firma produkująca rolety na wieść dla kogo je wykonuje nie tylko obniżyła cenę, ale zainstalowała je, nie czekając na wcześniejszą zapłatę. Od frontu rolety już są, natomiast stare wejście z tyłu gabinetu, przez które złodzieje czasem również włamywali się, zostało po prostu zamurowane. Okazuje się, że po zbiórce została "górka" pieniędzy.
– Pan Witek zdecydował, że zostaną przekazane jednej z fundacji zajmującej się zwierzętami – wyjaśnia Izabela Duchnowska. Na zakończenie przyznaję się jej, że czeka mnie jeszcze rozmowa z właścicielem gabinetu. Chciałem najpierw poznać opinie ludzi o nim. Wówczas wrocławianka odpowiedziała: – To życzę powodzenia w dodzwonieniu się. Pan Witek z reguły ma wyciszony albo wyłączony telefon. On siedzi ze zwierzętami. Nie ma czasu na rozmowy.
Nie potrzebuję więcej pieniędzy
Rzeczywiście dodzwonienie się do Witolda Terendy zajęło mi kilka godzin. W końcu odbiera, a w słuchawce słychać jeszcze, jak udziela porad właścicielowi psa na temat pupila. Pospiesznie nim zagada go klient, zadaję pytanie – do jakiej fundacji trafią zebrane pieniądze i dlaczego wybrał właśnie tę? Pan Witek mówi szybko, a w tle słychać skrzypienie otwieranych drzwi. Ktoś wchodzi do gabinetu z psem. – Dla fundacji Oli Kardysz. Kiedyś przyszła do mnie, gdy szukała porady, jak leczyć bezdomne koty, psy i gołębie. Tak ją poznałem i wiem, że ona dobrze wyda każdą złotówkę – tłumaczy Witold Terenda, szef gabinetu weterynaryjnego "Vitek".
Rzeczywiście dodzwonienie się do Witolda Terendy zajęło mi kilka godzin. W końcu odbiera, a w słuchawce słychać jeszcze, jak udziela porad właścicielowi psa na temat pupila. Pospiesznie nim zagada go klient, zadaję pytanie – do jakiej fundacji trafią zebrane pieniądze i dlaczego wybrał właśnie tę? Pan Witek mówi szybko, a w tle słychać skrzypienie otwieranych drzwi. Ktoś wchodzi do gabinetu z psem. – Dla fundacji Oli Kardysz. Kiedyś przyszła do mnie, gdy szukała porady, jak leczyć bezdomne koty, psy i gołębie. Tak ją poznałem i wiem, że ona dobrze wyda każdą złotówkę – tłumaczy Witold Terenda, szef gabinetu weterynaryjnego "Vitek".
Tłumaczę, że z reguły spotykam się z innym postępowaniem ludzi. Powinien raczej zostawić sobie środki dla siebie, przecież za leczenie nie bierze dużych kwot, a często udziela porad bezpłatnie. – Absolutnie to w grę nie wchodzi. Mnie te rolety zupełnie wystarczą, nie potrzebuję więcej pieniędzy – odpowiada. Przyznaje, że zaskoczony jest rozmiarami akcji. I znów wprawia mnie w konsternację, bo nie czytał komentarzy pod swoim adresem. – Same pozytywne – dodaję. Opowiadam o moi rozmówcach, którzy twierdzą, że rozmawia ze zwierzętami. W telefonie słychać śmiech. – Przesadzają. Mam tylko swoje sposoby na uspokojenie zwierząt – odpiera pan Witek.