Czy naprawdę trzeba wielkiej wyobraźni, żeby przewidzieć atak dzikiego zwierzęcia?
Czy naprawdę trzeba wielkiej wyobraźni, żeby przewidzieć atak dzikiego zwierzęcia? fot. Paweł Kalisz
Reklama.
W zoo może dojść do większej tragedii niż uszkodzenie uszkodzenie telewizora. Przekonała się o tym pewna rodzina, która wybrała się na wycieczkę do ogrodu zoologicznego w Pekinie. Dwie kobiety, dziecko i mężczyzna jechały prywatnym samochodem po specjalnej drodze pośród parku. Przepisy bezpieczeństwa mówią jasno, żeby pod żadnym pozorem nie wolno opuszczać samochodu. Nawet otwieranie okien jest zakazane.
Przepisy sobie, a życie sobie. Dwie kobiety tak bardzo pokłóciły się w środku samochodu, że jedna z nich wyszła z pojazdu, okrążyła samochód i otworzyła drzwi kierowcy. W tym momencie zaatakował ją tygrys. Złapał i porwał w przydrożne krzaki. Mogłoby się zdawać, że to już powinno zmrozić krew w żyłach pozostałych uczestników wycieczki, ale nie – druga kobieta i mężczyzna wyskoczyli z samochodu i ruszyli w pogoń za tygrysem.
Bilans wycieczki do zoo jest przerażający. Tygrysy rozszarpały kobietę, która rzuciła się na pomoc. Tę, która jako pierwsza wyszła z samochodu udało się uratować, ciężko ranną uratowali pracownicy zoo. Trafiła do szpitala. Nie wiadomo, w jakim stanie są tygrysy, źródła tym razem nie podają, co się stało ze zwierzętami.
Moje przerażenie budzi... ludzka głupota. Bo wypadek w pekińskim zoo nie jest pierwszym, jaki w ostatnich miesiącach miał miejsce w ogrodach zoologicznych. Miesiąc temu w Cincinnati małe dziecko wpadło do wybiegu goryla. Jak? Właściwie do dziś nie wiadomo, matka nie zwracała uwagi na swoją pociechę i ta pod jej nieuwagę jakoś przedostał się przez ogrodzenie i wpadł do prawie 4 metrowej fosy.
Goryl Harambe wyciągnął go i zaczął wlec po wybiegu,. W tym momencie został zastrzelony przez pracowników zoo, choć wielu internautów wskazuje, że celem dla strzelających powinna być przede wszystkim matka chłopca, która dopuściła do tego, że jej syn przeszedł przez płot. Zdaniem wielu internautów goryl uratował chłopca, nie chciał mu zrobić krzywdy i chronił je. Zginął wyłącznie przez niefrasobliwość matki chłopca.
W maju tego roku w ogrodzie zoologicznym w Santiago de Chile młody mężczyzna chciał popełnić samobójstwo. Zamiast powiesić się gdzieś w piwnicy albo skoczyć z mostu postanowił zejść z tego świata w bardziej spektakularny sposób. W tym celu wszedł do klatki … lwów. Te nie były nim zainteresowane, musiał zacząć je drażnić, żeby wreszcie zaatakowały. Plan się nie udał. Co prawda zwierzęta w końcu ruszyły do ataku, to ochrona zoo zdążyła przybiec z pomocą niedoszłemu samobójcy i zastrzeliła zwierzęta. Poturbowanego mężczyznę odwieziono do szpitala.
Szaleństwo? Moim zdaniem tak. Gdy na wycieczce w Kenii przewodnik mówił, że na terenie parku narodowego nie wolno wysiadać z samochodu poza specjalnie wydzielonymi miejscami nikt z uczestników wycieczki kwestionował jego poleceń. Czy dlatego, że byliśmy na terenie zwierząt a nie w zoo? Może. Ale czy naprawdę tak dużo trzeba wyobraźni, żeby przewidzieć, że tak gdzie tygrysy chodzą w miarę swobodnie wyjście z samochodu może być niebezpieczne?
Pomijając przykład samobójcy z Santiago, dwa pozostałe przypadki ataków wynikały jedynie z ludzkiej głupoty i niefrasobliwości. W swym zadufaniu straciliśmy czujność i zdrowy rozsądek. I tylko szkoda zwierząt, które giną przez zwykłą ludzką głupotę.
źródło: TVN24

Napisz do autora: pawel.kalisz@natemat.pl