Ten dzik nie tylko nie bał się ludzi, ale bez trudu powalił przeciwnika, który chciał go przegnać.
Ten dzik nie tylko nie bał się ludzi, ale bez trudu powalił przeciwnika, który chciał go przegnać. YouTube.com / Robert Nowak
Reklama.
Do mediów trafiło właśnie nagranie z plaży w Karwii, na którym widać, jak dzik wywołuje popłoch. – Na filmie widzimy prawdopodobnie 70-kilogramowego wycinka czyli młodego, silnego samca. W takich sytuacjach i w tym wieku dziki nie boją się ludzi, buzują wręcz adrenaliną. Porównałbym to do pseudokibiców szukających zaczepki na ulicy - ocenia w rozmowie z naTemat doświadczony myśliwy. – Plażowicze mieli dużo szczęścia, że tak się to skończyło. Równie dobrze, gdyby ten dzik był starszy i miał oręż, czyli fajki i szable, mógłby poważnie poharatać plażowiczów - mówi dalej. Dodaje, że ma spore wątpliwości, kto jest winien zamieszaniu. To raczej turyści są nieproszonym gościem na terytorium dzika, niż on – jak to jest komentowane – wdarł się „na plażę dla ludzi”.
Bliskie spotkanie
W Polsce narasta dzicza histeria. Nie tylko na łamach tabloidów, gdzie m.in. "Super Express" donosił ostatnio, że niemieckie dziki atakują polskie dzieci. Chodziło o samicę z małymi, która weszła na teren placu zabaw w Świnoujściu. W maju doszło do tragicznego wypadku w Kurozwękach w Świętokrzyskiem, gdzie duży dzik śmiertelnie zranił 85-letnią kobietę.
Dziki nie tylko pojawią się coraz częściej wśród ludzi, ale powodują także olbrzymie szkody w polnych uprawach. Dochodzi już do takich absurdów, że Walne Zgromadzenie Lubelskiej Izby Rolniczej zaapelowało o pomoc do Antoniego Macierewicza, aby wojsko wsparło rolników w walce z tą zwierzyną. Z kolei publicysta lokalnego tygodnika "Echo Turku" napisał, że rolnikom powinno się dać prawo do posiadania broni i pozwolić na samodzielną obronę upraw.
Diana Piotrowska, rzecznik prasowy Polskiego Związku Łowieckiego, od razu uprzedza pierwszy komentarz, który przychodzi na myśl. – Nie jest naszą rolą wystrzelanie dzików. Choć trzeba przyznać, że populacja dzików jest bardzo wysoka, co skutkuje wzmożoną liczbą konfliktów na poziomie zwierzęta - ludzie - stwierdza. Według najnowszych szacunków PZŁ wiosną tego roku populacja dzików liczyła 241 tys. osobników.
– Sytuacja jest o tyle niepokojąca, że dotychczas dziki migrowały do miast. Obecnie obserwujemy, że dziki wyprowadzają młode w miejskich parkach, to znaczy, że są tam stale i traktują je jako swoje normalne miejsce bytowania - dodaje Piotrowska.
Diana Piotrowska, Polski Związek Łowiecki

Głównym powodem migracji zwierząt do miast, jest łatwość w zdobywaniu pokarmu. Ponadto ludzie chętnie dokarmiają zwierzęta. W ten sposób dziki łamią barierę strachu i wracają po więcej. Kiedy tego nie dostają, stają się natrętne i agresywne. Zwierzę, które wystraszyło plażowiczów przyszło się najeść ponieważ tak było nauczone. Niestety zwierzęta, które nauczyły się zdobywać w ten sposób pożywienie trudno jest oduczyć takiego nawyku, dlatego dokarmianie zwierząt pociąga za sobą ogromne konsekwencje, nad którymi zazwyczaj się nie zastanawiamy.

logo
Dokarmiamy dziki by zrobić sobie fotkę, a potem jest żal, że ciągle przyłażą. fot. Artur Kubasik / Agencja Gazeta
Kukurydza, czyli wiagra dla dzików
Tymczasem referat dwójki naukowców rzuca nieco światła na ostatnie afery z dzikami. Jakub Pałubicki z Wyższej Szkoły Zarządzania Środowiskiem w Tucholi oraz Jan Grajewski z Instytutu Biologii Eksperymentalnej z Bydgoszczy przekonują, że biologia tego gatunku w ciągu kilkunastu lat całkowicie się zmieniła. Dziki przestały być zwierzyną typowo leśną. Pierwotnie zasiedlały lasy mieszane, a buchtując ściółkę poszukiwały owadów, żołędzi czy padliny. Teraz obfitość pokarmu pod siedzibami ludzkimi oraz na polach sprawiła, że są już watahy, które większość czasu spędzają poza lasem, wśród łanów zbóż i kukurydzy.
I właśnie kukurydza sprzyja mnożeniu się dzików - stwierdzają naukowcy. Wyjaśniają, że w Polsce zwiększa się areał gigantycznych upraw kukurydzy (sprzyjają temu wysokie dopłaty oraz biznes biopaliwowy), a wraz z przemysłowymi metodami intensyfikacji upraw pojawiło się nowe zagrożenie. Nasz klimat sprzyja pojawieniu się na kolbach grzybów z rodzajów Aspergillus, Penicillium i Fusarium. Te zaś produkują mikotoksyny, a wśród nich naturalny estrogen zearalenon - ważny hormon płciowy.
Dziki zjadając zapleśniałą kukurydzę z hormonami czują się jak po viagrze. Naukowcy: Zaburzenia hormonalne sprawiają, że gotowość samic do rui nie przypada już tylko na przełom listopada i grudnia, lecz wydłuża się do kilku miesięcy w roku. Pierwsze warchlaki pojawiają się już w styczniu, a nie wiosną. Dzięki łagodnym ostatnio zimom udaje im się przetrwać, a nowo-narodzone samiczki już jesienią są gotowe do zapłodnienia. Każda może urodzić 4-6 młodych.
W ten sposób populacja uległa znacznemu odmłodzeniu, a liczba dzików w ciągu roku przyrasta o ponad 100 procent. Stąd szokujące statystyki myśliwych. W 2015 roku populacja dzików liczyła 258 tysiące i pomimo odstrzału 260 tys. zwierząt w ciągu roku liczebność spadła tylko do 241 tys. sztuk.