Wolą nie wypuszczać psów poza schronisko, by nie brać za nie odpowiedzialności
Wolą nie wypuszczać psów poza schronisko, by nie brać za nie odpowiedzialności Fot. Anna Jarecka / Agencja Gazeta

Schronisko znajduje się w Białymstoku przy ul. Dolistowskiej. Mieszka w nim około 200-250 psiaków. Nie mogą być wyprowadzane poza schronisko, bo nikt nie chce brać za nie odpowiedzialności. A miejsca na spacery na terenie samego schroniska jest jak na lekarstwo. I koło się zamyka. Co prawda budowa nowego schroniska jest w planach, ale zanim je wybudują...

REKLAMA
Warunki, w jakich psy żyją w białostockim schronisku, opisała właśnie ”Gazeta Wyborcza”. Napisała o zarzutach pod adresem kojców, jedzenia, opieki. Napisała, że blacha w kojcach rdzewieje na skutek moczu zwierząt. Że psy się samookaleczają. Że podobno są karmione przeterminowaną wędliną z hipermarketu, że mają bardzo niewielki Reksoland – teren spacerowy. Dlatego są wyprowadzane z kojców raz na osiem dni.
Na pytanie, dlaczego psy nie mogą chodzić na spacer poza schronisko, pada odpowiedź, że wówczas – gdyby pies zachował się niewłaściwie – odpowiedzialność spadłaby na kierownika, a potem na prezydenta miasta. Dlatego lepiej w ogóle ich nie wyprowadzać. – Te psy muszą wychodzić, inaczej durnieją. Tylko na spacerach wolontariusze są w stanie ocenić charakter psa – tłumaczy w ”Wyborczej” Anna Jaroszewicz z Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami.
Historie krzywdzonych zwierząt zawsze mocno poruszały czytelników naTemat. Niedawno pisaliśmy np. o przebywających w schronisku suczkach Kali i Keiry, które miały zostać uśpione. Za sprawą wzruszającej fotografii psy znalazły nowy dom i trafiły pod opiekę weterynarza.
Źródło:Gazeta Wyborcza