Polscy myśliwi coraz częściej porzucają rodzimą knieję i w poszukiwaniu podniet wyruszają na safari. Czego szukają w Afryce? Większości marzy się upolowanie lwa – takie trofeum to dla miłośników łowiectwa nie lada gratka. Za taką przyjemność są w stanie zapłacić każde pieniądze. Mimo wygórowanej ceny przybywa Polaków, którzy są skłonni sięgnąć głębiej do kieszeni, byle tylko zaspokoić swój myśliwski głód i spełnić marzenie o wielkim safari w stylu Hemingwaya.
Myśliwi jadą na podbój Afryki
Afrykańska zwierzyna działa na wyobraźnię myśliwych jak magnes. Nic dziwnego, że każdego roku do Afryki ściągają tłumy łowców żądnych wrażeń. Wszyscy maja nadzieję na upolowanie wielkiego zwierza – najbardziej pożądaną pamiątką z takiego egzotycznego polowania jest oczywiście lew.
Wśród tych, którym zamarzyła się afrykańska przygoda nie ma przypadkowych osób. Narodowość nie gra tu roli, a Afryka funkcjonuje trochę na zasadzie łowieckiego El Dorado dla myśliwych z całego świata. Łączy ich jedno – zasobny portfel. Wśród tych, którzy polują na afrykańskim safari był m.in. król Hiszpanii, który po fali krytyki zrezygnował z polowania i... korony.
Polski myśliwy tropi na safari
W Polsce znajdziemy kilka biur podróży, które wyspecjalizowały się w turystyce myśliwskiej. Wszystkie mają w swojej ofercie wyprawy do Afryki. Takie eskapady ze strzelbą są najczęściej organizowane do spółki z zagranicznymi biurami, które za cel również obrały sobie właśnie brać łowiecką.
– To marzenie każdego myśliwego. Pojechać tam i zdobyć "wielką piątkę" – mówi nam właściciel jednego z takich biur. Potwierdza, że zainteresowanie polskich myśliwych daleką podróżą jest coraz większe. Sam posyła do Afryki co roku kilkanaście osób. Czym jest "wielka piątka", do której wzdycha każdy myśliwy? – To lew, słoń, bawół, nosorożec i lampart – tłumaczy szef biura podróży i organizator polowań w Afryce.
Co jeszcze przyciąga myśliwych z Polski do Afryki? Katarzyna Szkudlarek z Helenowo Hunting uważa, że wielu myśliwych chce odtworzyć chłopięce fantazje i ożywić mit wielkich afrykańskich safari.
–"Takie safari á la papa Hemingway nie jest tylko wspomnieniem z odległej przeszłości. Także dzisiaj można zapolować w dawnym wielkim stylu. Są miejsca w Afryce, gdzie nie dotarł szaleńczy pośpiech współczesności. Poluje się w ogromnych łowiskach, liczących tysiące i dziesiątki tysięcy kilometrów kwadratowych. Mieszka się w namiotach, a prysznic bierze z przemyślnie zwieszonej beczki z podgrzana nad ogniskiem wodą. To safari dla koneserów. Nie można liczyć na ogromne rozkłady; poluje się w zupełnie dzikim buszu, zwierzyna jest rozproszona i każdy strzał trzeba dobrze wypracować. Ale wspomnienia z takiego safari pozostaną z nami już na zawsze" – czytamy na stronie jednego z biur turystycznych.
Polowania w stylu dawnych safari organizowane są w kilku krajach Afryki: Tanzanii, Mozambiku, Zambii, Ugandzie. Szkudlarek również potwierdza, że myśliwi w poszukiwaniu wrażeń coraz częściej i chętniej odwiedzają inne rejony świata, w jednym z modniejszych kierunków jest właśnie Afryka.
– Trudno jest nam powiedzieć czy jest to trend ogólnoświatowy, dysponujemy tylko danymi z naszego biura polowań i obserwujemy duży wzrost zainteresowania Afryką, i o ile przedtem myśliwi zainteresowani byli Afryką Południową, tak teraz popularne są również Mozambik, Botswana, Zambia, Namibia oraz mimo szaleńczej polityki Mugabe i panującego tam chaosu – Zimbabwe. Sądzimy, że trend ten będzie się umacniał i coraz więcej ludzi, nie tylko myśliwych, będzie chciało przeżyć tę przygodę – przewiduje.
Afryka tylko dla bogatych – lew kosztuje najwięcej
Myśliwych z Polski nie zniechęcają nie tylko wysokie ceny, ale również często żmudne przygotowania trwające niekiedy (w zależności od państwa) do kilku miesięcy: załatwianie wizy, zezwoleń, potrzebnych szczepień. I nie zraża ich nawet to, że polowanie na afrykańską zwierzynę często nie przypomina dziewiczej wyprawy tylko świetnie zorganizowaną i ekskluzywną wycieczkę, gdzie adrenalina jest dozowana przez opiekunów i organizatorów. Myśliwi zazwyczaj tropią w rezerwatach lub na wielkich farmach. W tych warunkach budzących ogromne kontrowersje żyją dzikie zwierzęta, które są tam trzymane m.in. dla uciechy myśliwych. Można też zapolować w bardziej dzikich okolicznościach i w "dawnym stylu safari", o którym wspominali nasi rozmówcy, ale na takie polowanie trzeba wyłożyć odpowiednio więcej.
A jak wygląda afrykański cennik? Do przelotu i zakwaterowania, które same w sobie pochłaniają sporą część budżetu, trzeba jeszcze osobno płacić za każde upolowane zwierzę. Najmniej kosztuje zwierzyna mała: antylopy, świnie. Za nie myśliwy płaci ok. 300 euro. Najwięcej miłośnicy afrykańskich polowań zapłacą za lwa i słonia. Za strzał do tych zwierząt myśliwy musi zapłacić 400 euro dziennie. Za trofeum lwa lub słonia trzeba zapłacić jeszcze więcej – odpowiednio 14 i 18 tys. euro. Cały koszt nawet najtańszą wyprawę trudno zamknąć w 10 tys., a górnej granicy takiej afrykańskiej przygody myśliwego nie ma.
Myśliwy na cenzurowanym
Chyba można zaryzykować stwierdzenie, że myśliwi nie należą do szczególnie lubianych grup społecznych, a ich hobby często jest nazywane wprost "zabawą w zabijanie". Z podobnymi zarzutami myśliwi spotykają się w Afryce, a takie wycieczki budzą gorący opór organizacji chroniących zwierzęta, jak i zwykłych ludzi, którym nie podoba się, że łowcy zrobili sobie z Afryki skansen safari, gdzie mogą sobie pozwolić na wszystko. Zamiast pięknej afrykańskiej przygody krytycy widzą rzeź dzikich zwierząt. Nie tak dawno temu byliśmy świadkami wielkiego poruszenia, jakie wywołała wieść o zabiciu przez amerykańskiego dentystę pupilka Zimbabwe – lwa Cecila. Kiedy wieść obiegła media, dr Walter Palmer przeżywał ciężkie chwile, a wielu ludzi nie zostawiało na myśliwym-dentyście suchej nitki.
Katarzyna Szkudlarek zdaje sobie sprawę z tego, że myśliwi, których jej biuro wysyła do Afryki, jak i samo jej biuro są narażeni na ostrą krytykę. Jej zdaniem w lamentowaniu obrońców zwierząt jest sporo przesady. – Wiemy jakie emocje wśród grup aktywistów, mieniących się obrońcami afrykańskiej przyrody, wzbudza safari, ale jeśli ktoś zechce uczciwie zbadać całą sprawę w oparciu o argumenty, nie o emocje stwierdza, że tylko dzięki myśliwym populacja dzikich zwierząt na południu Afryki nie jest zagrożona – twierdzi.
Ktoś kto pierwszy raz znajdzie się w afrykańskim buszu ze zdumieniem stwierdza, że istnieje jeszcze Afryka Ruarka, Hemingwaya czy Selousa, Afryka gdzie po całym dniu prawdziwego safari, przeżyć możesz to raz jeszcze w gronie przyjaciół przy wieczornym ognisku pod afrykańskim rozgwieżdżonym niebem. To prawdziwa, ale nie tylko "męska" przygoda – coraz więcej kobiet bierze udział w safari.